W sumie to powieść na jedno
popołudnie, napisana lekkim piórem, wciągająca, wzruszająca,
emocjonalna, jednocześnie smutna i zabawna. Spędziłam nad nią jednak z
przyczyn losowych dość dużo czasu i bardzo przywiązałam się do głównej
bohaterki – to specyficzna osóbka o trudnym charakterze i skomplikowanej
sytuacji życiowej. Trzymałam za nią kciuki.
Wydawnictwo Znak Literanova
Trzecia z kolei, ale pierwsza wydana na
polskim rynku, powieść pochodzącej z Nowej Zelandii dziennikarki Meg
Mason zebrała sporo pochwał. Polecają ją m.in. Ann Patchett, Gillian
Anderson, Karolina Sulej. Czy jednak nie na wyrost?
“To jest opowieść o Marcie. Ale mogłaby być o każdym z nas” – głosi
okładkowy blurb. Po lekturze mogę stwierdzić, że może nie tak do końca
“o każdym”, ale o wielu, wielu z nas. Zresztą, nie tylko w Marcie możemy
się przeglądać. A nuż znajdziemy podobieństwo do innych postaci albo
zobaczymy sceny bliskie tym z naszego życia? Niewykluczone, wręcz bardzo
prawdopodobne. I wcale nie trzeba aż tak bardzo przekrzywiać
zwierciadła.
Smutek i rozkosz to napisana w
pierwszej osobie historia życia Marthy Russel-Friel, z którą zawsze było
“coś nie tak”: taka “dziwna”, trudna, nadwrażliwa, niemiła,płaczliwa,
miała napady lęku, wycofania, emocjonalnej niestabilności. Leczyła się.
Długo jednak trwało, zanim została prawidłowo zdiagnozowana. Rodzina,
swoją drogą nieco ekscentryczna i oczywiście nieidealna, traktowała ją
dość pobłażliwie. Nie układało jej się najlepiej. Pierwsze małżeństwo
okazało się niewypałem. Drugie – choć małżonek wydawał się ideałem, nie
obyło się bez problemów. Po imprezie z okazji 40. urodzin, Martha i
Patrick rozstali się, ale sprawa nie jest przesądzona – czy dwoje ludzi,
którzy zrujnowali sobie życie, może być razem? Czy w końcu będą żyć
“normalnie”?
Oprócz głównego wątku Marthy cierpiącej
na nienazwaną formalnie (ukrytą pod dwoma myślnikami) chorobę, mamy
szereg ciekawych postaci. Oto troskliwy ojciec będący niespełnionym
poetą, oderwana od rzeczywistości i nie stroniąca od alkoholu matka
rzeźbiarka, siostra Ingrid – “Matka Polka” i mistrzyni ciętych uwag,
organizująca rodzinne święta ciotka Winsome, borykający się z nałogiem
kuzyn Nicolas, bon vivant Jonathan, czy uroczy pan Peregrine, który
obdarzył Marthę szczerą przyjaźnią i pomocą. Każde z nich inaczej
podchodzi do “problemu Marthy” i ma swój istotny udział w całej
historii. Ogólnie wszystkie postaci są specyficzne, ale sympatyczne, no
może z wyjątkiem Jonathana, którego Ingrid określiła w dosadny sposób.
To opowieść o rodzinie, miłości i
chorobie psychicznej, a także o doświadczaniu i niedoświadczaniu
macierzyństwa. O skomplikowanych relacjach, manipulacjach, pułapkach
wzajemnego traktowania się. O niedopasowaniu. O tym, jak trudno jest
funkcjonować zarówno osobie chorej jak i jej bliskim. O szufladkach i
stereotypach. O skutkach niewłaściwej i właściwej diagnozy. O tym, jak
łatwo jest uciec w wygodny stan bierności i jak ważna jest szczerość. O
skrywanych pragnieniach spychanych przez sztuczne poczucie
konieczności.
Mamy też motyw autotematyczny –
bohaterka spisała swoje przejścia w dzienniku, zdaniem Patricka “wyszła z
tego całkiem niezła historia”, którą ktoś powinien sfilmować”. Tak się
składa, że na podstawie “Smutku i rozkoszy” ma powstać film. Chętnie
bym go obejrzała, choć mam wiele obaw. To spore wyzwanie dla twórców, by
oddać to, co w tej powieści najważniejsze i nie zgubić jej
słodko-gorzkiej nuty.
Autorka obdarzyła Marthę inteligencją,
poczuciem humoru, dystansem do siebie, a także odwagą do bycia inną,
bowiem nie wszystkie zachowania można zrzucić na karb choroby. Martha
opowiada w zabawny sposób o tym, co wcale wesołe nie jest, lecz chyba
niezbędny jest taki “wentyl bezpieczeństwa”, by do końca nie dać się
wszechogarniającej beznadziei.
Dla mnie ta postać jest w pewnym stopniu skrzyżowaniem Bridget Jones z
Amelią ze słynnego francuskiego filmu. To nie jest jednak wierne
podobieństwo, raczej przywołanie “ducha” tych postaci i ogólnego
klimatu. Podzielam również zdanie, że to powieść odpowiednia dla fanów
twórczości Sarah Rooney. Zdecydowanie coś w tym jest!
Atutami powieści są niewątpliwie ironia i
humor w angielskim stylu. Bez nich ciężko byłoby “strawić” przypadek
bohaterki i cała historia wiele by straciła. Umiejętnie balansując
między powagą a śmiechem, udało się Meg Mason wyjść poza ramy komedii
romantycznej i powieści psychologicznej oraz zapewnić czytelnikom
doskonałą rozrywkę z mądrym przesłaniem. To świetne “czytadło” w dobrym
tego słowa znaczeniu, takie z “wyższej półki”. Niby lekkie, a swój
ładunek ma. Niesie nadzieję.
Dodatkowo chciałabym pochwalić okładkę za wyrazisty minimalizm i kolorystykę.
Z przyjemnością przeczytałabym inne powieści Meg Mason, tymczasem
polecam “Smutek i rozkosz” Waszej uwadze. Mam nadzieję, że zachwyci Was
podobnie jak mnie.
http://zycieipasje.net/2022/04/szpieg-w-ksiegarni-smutek-i-rozkosz-meg-mason-recenzja-premierowa/