wtorek, 29 listopada 2016

"Schronisko" Marika Krajniewska

Papierowy Motyl, 2015
Nie ma to jak po ciężkiej, trudnej lekturze (mianowicie - Przeznaczeni K. Gocholi), zabrać się się dla odmiany za ciężką i trudną...
Nie narzekam jednak, bo takie książki jak Schronisko warto poznawać, nawet kosztem własnego przygnębienia po przeczytaniu. Zyski są większe od strat. Walory językowe tej prozy stawiają ją w rzędzie publikacji, które spokojnie mogłyby pretendować do literackiej Nagrody Nike.
Mam za sobą już dwie książki pióra Mariki Krajniewskiej i jestem przekonana, że warto wydobyć ją z cienia. Zasługuje na to bardzo.

Niewielka objętościowo, ale tematycznie ciężka niczym sztaba żelaza, powieść na formę monologu wewnętrznego głównego bohatera, uwikłanego w trudne życiowe sytuacje: nałogi najbliższych i ich konsekwencje. Młody mężczyzna zajmuje się psami w schronisku, potem prowadzi nielegalny, brutalny detoks dla lokalnych narkomanów. Obarcza się winą za rodzinne kłopoty, miota się w swoich emocjach, odczuciach, decyzjach. Cierpi. Poszukuje. Błądzi. Próbuje. Pomaga.

Schronisko opowiada o poczuciu straty, upadku, lęku, o nadziei. O trudnych relacjach międzyludzkich. O tym, że schronieniem dla człowieka jest drugi człowiek.

Czytelnik brnie jak po grudzie, przedzierając się poprzez krótkie zdania, niedopowiedzenia, obserwacje, odczucia i myśli bohatera. Kaleczy się słowami jak odłamkami szkła. Boli. To jednak szlachetny ból. W tekście nie ma zbędnych wyrazów, każda cząstka wypowiedzi jest ważna. Czasem zachwyca poetyckością,  czasem uderza brutalnie. Daje do myślenia. Jest w tej opowieści prawda. To się czuje. 

Impulsem do napisania Schroniska były prawdziwe wydarzenia, jakie rozegrały się kiedyś w mieście na Syberii i wstrząsnęły opinią publiczną. Autorka zainspirowana nimi stworzyła fikcyjnego bohatera i fabułę. Przekonująco przedstawiła jego motywacje i postępowanie.

Niepozorna, wręcz brzydka okładka skrywa ciekawą, nietuzinkową treść. Polecam miłośnikom  prozy psychologicznej.

Polecam także powieść "Białe noce" Mariki Krajniewskiej - moja opinia pod linkiem:/tutaj/


czwartek, 17 listopada 2016

Alicja w krainie czasów. Czas zaklęty (tom 1), Czas opowiedziany (tom 2) - Ałbena Grabowska

W pewien piątek przyniosłam z biblioteki pierwszą część nowej trylogii Ałbeny Grabowskiej "Alicja w krainie czasów". Dorwałam się do lektury, w sobotę po południu już przewracałam ostatnie kartki. Całe szczęście, że po niedzieli dostałam mail z biblioteki, że zamówiony  drugi tom już na mnie czeka. Ten też pochłonęłam szybko. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak wyczekiwać na  trzecią powieść z tej serii.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tych książek. To, że nie mogłam się od nich oderwać, wiele o nich świadczy. Są wciągające, fascynujące, dobrze osadzone w epoce, barwne, pełne emocji i co ważne - napisane staranną polszczyzną, pięknym, adekwatnym do treści językiem.

Czas zaklęty - to wymowny tytuł, bo mamy do czynienia z magią, ale nie taką rodem z "Harry'ego Pottera", tylko taką "od szeptuchy" (magiczna moc ziół, wpływ księżyca, duchy, klątwy, uroki, niewyjaśnione zdarzenia).
Przenosimy się do roku 1880, do Kodorowa, gdzie mieszka hrabia Jan Księgopolski wraz z małżonką Elżbietą, która wniosła ów majątek w posagu. Hrabia romansuje z dziewczętami ze służby. Pomagająca w kuchni Natalia łudzi się, że z Janem łączy ją coś wyjątkowego.  Okazuje się, że dziewczyna jest w ciąży. Znany schemat, prawda?
Natka popada w szaleństwo, chce, aby jej dziecko było niezwykłe, snuje się przy księżycu, mamrocząc zaklęcia... Nie ma szans na ziszczenie się marzeń wiejskiej, prostej dziewczyny o byciu panią na włościach, o miłości. Państwu Księgopolskim los nie sprzyja, narodzony po wielu perturbacjach synek umiera. Na dwór niejako "w zastępstwie" trafia Alicja... Dziecko zyskuje opiekę i dobrobyt, ale jakim kosztem! Nie mogę wyjawić zbyt wielu wydarzeń.
I tu jakby kończy się opowieść na znanych motywach, najciekawsze dopiero się zaczyna.
Mała Alicja dorasta, wykazuje niesamowite zdolności do nauki, chłonie wiedzę jak gąbka, nawet taką, jakiej w tamtych czasach nie udzielano dziewczętom, kształcono je raczej w haftach, tańcach, grze na fortepianie, a nie matematyce, fizyce, chemii. Alicja jawi się jako mały geniusz, jest otwarta na świat, nowe doświadczenia, stopniowo poznaje tajemnice dworu. Potem, a jakże, dowiaduje się o swoim pochodzeniu. Niestety, rodzina darzy ją chłodem, obojętnością. Gdyby nie ciotka Barbara i guwernantka Krysia, to już całkiem źle byłoby na świecie tej mądrej, utalentowanej dziewczynie.
Tom pierwszy wieńczą dramatyczne wydarzenia: skandal w Warszawie po seansie wywoływania duchów z udziałem Alicji, odesłanie niechlubnej "bohaterki" do domu, tragiczny w skutkach wybuch.

Autorka w zajmujący sposób opowiedziała o losach Alicji, ciekawie zarysowała tło obyczajowe,  realistycznie odmalowała  społeczeństwo XIX w., ale także wprowadziła nutę realizmu magicznego. Zahaczyła też o historię -  akcja dzieje się pod zaborami, pojawiają się odpowiednie wzmianki.  Fikcja znakomicie została osadzona w realiach tamtych czasów. Pojawiają się również autentyczne postaci - Henryk Sienkiewicz i Deotyma.

Pokuszę się o nazwanie Ałbeny Grabowskiej współczesną Eliza Orzeszkową. W "Czasie zaklętym" czułam coś z klimatu "Nad Niemnem" i pozytywistycznych nowel. Ale trzeba przyznać, że to proza mocno współczesna, w pewnych momentach daleka od "wiktoriańskiej przyzwoitości", nie wulgarna, ale też nie owijająca w bawełnę.


Czas opowiedziany - o ile tom 1 był bardziej obyczajowy, to ten  można nazwać sensacyjno-przygodowym. I znów brawa za trafny tytuł - znajdziemy tu jak szkatułce wiele opowieści, każda z napotkanych postaci snuje swoją historię.
Alicja przebywa w wiedeńskiej klinice neurologicznej, gdzie sama uczy się języka niemieckiego, odcięta od wieści od rodziny, jej "leczenie" jest kwestią dyskusyjną, trafia na terapię do samego Freuda, przy jego pomocy rozpoczyna studia medyczne. Jest jedną z najlepszych studentek, ale w tamtych czasach kobieta-lekarz, naukowiec nie była akceptowana w szerokim gremium. Alicja pracuje w uniwersyteckim zakładzie anatomii, zakochuje się w obojętnym na nią koledze. Nie brakuje burzliwych wydarzeń, które wywracają życie panny Księgopolskiej do góry nogami. Staje się na uczelni persona non grata. Jej powrót do ojczyzny jest pod znakiem zapytania. Kto by się spodziewał, że przyjdzie jej uciekać, włóczyć się po kraju z cyrkową ekipą wyjątkowych indywiduów, cierpiąc głód i chłód, przeżywać zdarzenia , od których włos się jeży na głowie. Los zawiódł ją do Paryża - tu Alicja, dla której jakby czas się zatrzymał, pracuje w szpitalu dziecięcym, jako modelka u fotografa i u samej Coco Chanel. Wychodzi za mąż. Poznaje autora "Wielkiego Gatsby'ego". Przezywa osobista tragedię. Otwiera się przed nią nowa perspektywa - czy dzielna kobieta podejmie działalność szpiegowską? O tym - w kolejnej części....
W drugim tomie, obejmującym 40 lat życia bohaterki, również pojawiają się autentyczne postaci wplecione w fikcyjną fabułę. Nie brakuje namiętności, emocji, budzących grozę scen, awanturniczych przygód. Bardzo skrótowo o nich wspomniałam, żeby nie odbierać czytelnikom przyjemności ich poznawania.
Czytałam opinie, że autorkę poniosła wyobraźnia,  piętrzą się nieprawdopodobne zdarzenia. Ale czy to źle? Moim zdaniem, właśnie na tym polega uroda i niepowtarzalność tej powieści. Śledząc perypetie Alicji nie można się nudzić,  czytając o Emily, Florence, cyrkowcach i innych postaciach kołacze się w głowie "co dalej, co dalej?". Poziom wciągnięcia w lekturę - maksymalny.

Mam tylko jedną uwagę - kiedy Emily pokazuje koleżankom ćwiczenia jogi, zaczyna od zbyt trudnych pozycji, z początkującymi nie siada się w pozycji lotosu i nie robi się świecy tak "z marszu". Szkoda, żeby niezorientowani czytelnicy nabrali błędnego, stereotypowego przekonania o jodze. Dobrze chociaż, że Emily przyznała, że stanie na głowie osiągnęła po roku ćwiczeń.
;-)




niedziela, 13 listopada 2016

"Trzy połówki jabłka" A. Kozłowska

Wydawnictwo Otwarte 2007
Zasypują nas książkowe nowości, kuszą uroczymi okładkami, nęcą cytatami i promocyjnymi hasłami. Wszystkie są wspaniałe, przepiękne, przezabawne, trzymające w napięciu i doprowadzające do łez ze wzruszenia... Niestety, bardzo często te "hity" rozczarowują. Nie dorastają do oczekiwań, jakie sobie wyrobiliśmy na podstawie tej całej promocyjnej otoczki.

Gdy odczuwa się przesyt przereklamowanych nowości, dobrze czasem sięgnąć po książkę wydaną ładnych kilka lat temu, o której - owszem - pies z kulawą nogą słyszał, nawet nie jeden, ale o szerokiej popularności mowy nie było. Warto kupić w kiosku czasopismo z powieścią w prezencie za 12,99 zł, wyszukać coś w koszu z wyprzedaży, czy poszperać na bibliotecznych półkach. W ten sposób można trafić na porcję dobrej lektury, która nie udaje, że jest czymś więcej niż jest w rzeczywistości, nie mami nas obietnicami na wyrost.

Taką perełką, która w przyjemny sposób mnie zaskoczyła, okazała się wydana w 2007 r. powieść Antoniny Kozłowskiej "Trzy połówki jabłka".
Główną bohaterką jest Teresa, zabiegana anglistka, żona i matka, przeżywająca trudne chwile i uczuciowe rozterki.  Przypadkiem po wielu latach spotyka w tramwaju pewnego mężczyznę i pojawia się "sakramentalne" pytanie: czy można wejść dwa razy do tej samej rzeki? Czy stara miłość nie rdzewieje? Obecnie oboje są w związkach. Marcinowi niedługo urodzi się dziecko. Teresa pomaga jego żonie. Wróżba z kart brzmi dość niepokojąco... Czy warto burzyć stabilny ład dla ekscytujących chwil? Jaki będzie bilans zysków i strat?

Fabuła prowadzono jest dwutorowo - na przemian pojawiają się fragmenty "Teraz" i "Dawniej",  poznajemy bohaterów w czasach licealno-studecnkich, ich zachowania, dylematy, decyzje i konsekwencje tych wyborów.  To właśnie one rzutują na teraźniejszą sytuację postaci.
Niby temat podjęty w "Trzech połówkach..." jest banalny, ale jakże życiowy. Któż z nas bowiem nie zastanawiał się, co by było, gdyby..., gdyby wybrał inaczej, podjął inną decyzję... Wehikuł czasu - to byłby cud... A kto wie, czy przyniósłby poprawę losu, czy wręcz z deszczu pod rynnę...

To dobra proza obyczajowa, spokojnie można ją postawić na półce "literatura kobieca" (przyjmując ten mocno umowny podział), emocjonalna, konkretna, nieprzegadana.Czyta się ją lekko, szybko, ale nie bezrefleksyjnie. Nie ma morałów, są znaki zapytania.
Co ciekawe, jakoś trudno kibicować poczynaniom bohaterów (bywają dość irytujący), ale też nie można ich zostawić zanim nie dowiemy się, co z nimi będzie. W końcu mowa o trzech połówkach, zatem jakby nie było - zawsze któraś odpadnie, stworzona "hybryda" nie ma szans....
Cały czas czytelnika nurtuje, co zaważyło w przeszłości, że losy tych osób potoczyły się tak a nie inaczej.  Komuś zabrakło odwagi, zdecydowania, otwartości,  szczerości, za dużo było między nimi niedomówień, nakładanych masek, brak pewności co do uczuć i zamiarów partnera... Szerokie pole do rozważań i dyskusji.

Chętnie sięgnę po inne powieści tej autorki. Życzę sobie i Wam owocnych poszukiwań na półkach z książkami.

środa, 9 listopada 2016

niedziela, 6 listopada 2016

"Nowy początek przy alei Rothschildów" S. Zweig

Okładka książki Nowy początek przy alei Rothschildów
Marginesy 2016
"Nowy początek przy alei Rothschildów" to piękne, pełne ciepła i nostalgii zakończenie sagi o rodzinie Sternbergów.  Już ta jasna zieleń na okładce wnosi optymistyczną nutę. I taki też jest ten ostatni tom - niesie nadzieję, że wszystko się ułoży, choć nic już nie będzie takie samo jak dawniej.

Z poprzedniego tomu wiemy, że nie wszystkim członkom żydowskiej rodziny udało się przeżyć wojnę. Niektórym udało się wyjechać. Ci, którzy pozostali we Frankfurcie, bądź do niego powrócili, muszą zorganizować sobie życie na nowo - w nowych warunkach społeczno-politycznych. Nastąpiła reforma walutowa, na rynku pojawiły się przedtem niedostępne produkty spożywcze, ruszył handel. Stolicą Republik Federalnych Niemiec ogłoszono Bonn, a kanclerzem  został Adenauer. 

Symbolem tych zmian dla mieszkańców domu przy Alei Rothschildów 9 staje się  serwis obiadowo-kawowy Maria firmy Rosenthal, który kraj związkowy Hesja wysłał "obywatelom pochodzenia żydowskiego ocalałym z narodowego socjalizmu". Po latach prześladowań i cierpień, chociaż w taki sposób chciano ułatwić nowy początek mieszkańcom, którym miasto i kraj tak wiele zawdzięcza. Nie obyło się bez ironicznego komentarza ze strony Fritza - ten serwis ma im zadośćuczynić za krzywdy, niektórzy honorowi ludzie mają makabryczne pomysły, jeśli chodzi o Żydów, mają dobre intencje, ale trzeba się takich osób wystrzegać. Besty przypomina jednak słowa swojego męża Johanna Isidora - dobre czyny są lepsze niż dobre intencje.

Siedziba Sternbergów znów nabiera życia, gromadzi się rozproszona rodzina. Ci  z Palestyny wracają w nieco większym składzie, odnajduje się ukochana gosposia Josepha, znów wprowadza się Anna z mężem i dziećmi, a nawet przyjeżdża Alice z całą familią. Fritz otwiera kancelarię prawną, to on pomógł w odzyskaniu praw do mieszkania.
Znów mamy sporo opisów jedzenia, przedmiotów, ubrań. Klimat znany nam z pierwszego tomu, zresztą w przekładzie tej samej tłumaczki ( pozostałe są dziełem innych).

Akcja toczy się w okresie od września 1948 do kwietnia 1950 roku. Pojawia się sporo wspomnień bohaterów, jak też wzmianek o najistotniejszych wydarzeniach z przeszłości (reminiscenscje z dzieciństwa, młodości bohaterów, okruchy tamtych dni, Otto, papuga ciotki Jettchen, sprawa Anny, Theo.... itp.)
Czytelnik ma poczucie ciągłości, nawet jeżeli od czasu lektury poprzednich tomów zdążył już to i owo zapomnieć.

Autorka zadbała o urozmaicenie formy, wplatając w fabułę listy bohaterów, w tym zajmujący odrębny rozdział list Hansa, zwanego Don Juanem, do rodziców przebywających w Urugwaju. Dzięki temu zabiegowi możemy spojrzeć na rodzinę Sternbergów i sytuację w Niemczech z nieco innej perspektywy.

Będziemy świadkami narodzin wyjątkowego uczucia, przecież w powieści nie mogło zabraknąć wątku romansowego,
trochę melodramatycznego, naznaczonego pewnym dramatyzmem wyborów.
Odwiedzimy także afrykańską farmę, gdzie wnuk Betsy głowi się nad szkolnym wypracowaniem.

Całość uprzędzona jest z dobrej gatunkowo wełny, solidna i ciepła. Stefanie Zweig opowiedziała nam piękną historię, nie szczędząc smutnych momentów, ironicznych uwag, plastycznych opisów, wreszcie optymistycznego zakończenia.

Dla osób śledzących tę sagę, ostatni tom będzie wisienką na torcie. Tym, którzy jej nie znają, polecam sięgncie po książki we właściwej kolejności.



Tom 1 - Dom przy Alei Rotshchildów

Tom 2  - Dzieci z Alei Rotshchldów

 Tom 3 - Powrót na Aleję Rotshchildów

Moja lista blogów