środa, 24 września 2014

Mięso w feromonach sentymentów ("W powietrzu" Inga Iwasiów)


Inga Iwasiów

W powietrzu
PREMIERA: 24 września 2014 r. 





W dobie popularności książek pokroju "50 twarzy Greya" Inga Iwasiów udowadnia, że można napisać ambitną powieść erotyczną.
W dodatku taką, jaka w rodzimej literaturze jeszcze nie zaistniała. Z całym szacunkiem, ale nawet Manuela Gretkowska może się schować. Dawno żadna książka tak mnie nie zaskoczyła swoją innością. Czuję też, jakbym się porwała z motyką na słońce, bo nie wiem, jakich narzędzi użyć, by tę lekturę przedstawić, jak ją "ugryźć", do czego porównać, w jakie ubrać konteksty. Samo pozostawanie pod ogromnym wrażeniem to za mało.

 "W powietrzu" to proza psychologiczno-obyczajowa, z mocno zmysłowym motywem przewodnim, który wbrew pozorom nie jest najważniejszy.
Bohaterka, a zarazem narratorka, jest wyzwoloną intelektualistką, obecnie w wieku dojrzałym. Dokonuje ona wiwisekcji swojego życia, ze szczególnym uwzględnieniem  życia erotycznego. Snuje opowieść o swoich seksualnych doznaniach, począwszy od platonicznego uczucia do Królowej Śniegu - wychowawczyni starszaków, inicjacji z nauczycielem muzyki,  poprzez doświadczenia z kolejnymi partnerami obojga płci  aż do szczęśliwego spełnienia, kiedy to jest "trwale rozpięta między ramionami trójkąta" i oswoiła swoje małe, wewnętrzne "tamagotchi".
Mówi  tak: "Opowiadam  jak w transie lub orgazmowo-nostalgicznym ciągu. Bez nadziei, że mnie zrozumiecie, zaakceptujecie, bo nie podaję znieczulenia. Nie znajdziecie tu nic, co mogłoby was bezkarnie podniecić. Mięso, samo mięso zamarynowane w feromonach sentymentów" ( s. 81)
Wspomina różne etapy: szkołę, studia, pracę, przywołuje dom rodziców i postać matki w podomce z nieodłączną szklaneczką czegoś więcej niż herbata. Przypomina sobie rozmaite fascynacje, a przy tym prezentuje barwny obraz mijających dekad 2 poł. XX w.,  dzieciństwa i dorastania w PRL, potem czas  wkraczającego postępu, rozwoju biznesu. Kawał polskiej historii. A wszystko to owiane sentymentem.
Stara się "zrekonstruować węzłowe momenty swojego życia erotycznego, historię oswajania Tamagotchi, swoje wątpliwości i motywacje". (s. 83) Opowiada o byciu prawie-żoną, o roli samotnej matki. O pracy na etacie w Instytucie Informatyzacji i w redakcji czasopisma 'Bez Kompromisów". O polowaniu, jakie prowadzi, odkąd skończyła 14 lat. O grach i zabawach. O niezobowiązujących układach, o trójkątach i  czworobokach. O poszukiwaniu i dojrzewaniu do harmonii z własną niejednoznacznością.
Bohaterka w tym wszystkim tkwi jakby zawieszona w powietrzu, jest jej w tej pozycji dobrze. Nadal poszukuje, ale już się nie waha. Kocha różnych ludzi "bezczelnych i zakompleksionych, obojętnych i egocentrycznych, empatycznych i przekraczających cudze granice".
W pewnym stopniu znajdziemy tu też społeczną charakterystykę, obraz kolejnych pokoleń wychowywanych w różnym duchu. Zagłębiając się w treść, odczytamy znacznie więcej niż opisy "łóżkowych sytuacji".

 W powietrzu" to swoista spowiedź  kobiety czerpiącej łyżkami z domeny Erosa, ale nie zapominającej także o Psyche. Powieść odważna, niepospolita, zaskakująca. Zapewne określenia "perwersyjna", "feministyczna", "kontrowersyjna" też się nadadzą.  Pokusić się można o pytanie, czy ta proza ma w sobie elementy autobiograficzne. Być może są w niej  ich śladowe ilości, ale tak krucha jest granica utożsamienia pierwszoosobowej narracji z głosem autorki... Czy nie obawia się tego profesorka literaturoznawstwa, krytyczka literacka, prezeska Polskiego Towarzystwa Autobiograficznego?

Podziwiam intelekt Ingi Iwasiów.  Podoba mi się jej felietonowy styl, sposób narracji.
Dariusz Nowacki (Gazeta Wyborcza) nazwał autorkę "Bambino" i "Ku słońcu" "najwyższej klasy specjalistką od wychwytywania i opisywania smaków i dotyków". Nie pozostaje mi nic innego niż się z nim zgodzić. "W powietrzu" przeczytałam od razu, jak tylko ją otrzymałam, niemal jednym tchem i z ogromnym apetytem na świetną prozę. O tej książce powinno być głośno. Przyrządzić takie "mięso w feromonach sentymentów" to tylko Inga Iwasiów potrafi!


Za możliwość przedpremierowej, ekspresowej lektury dziękuję wydawnictwu Wielka Litera.



sobota, 20 września 2014

"Tajemnice Ruheford Park" E. Cooke


Zazwyczaj sceptycznie podchodzę do haseł na okładce, którymi wydawcy  promują daną książkę, powołując się na inny znany tytuł, czy popularną literacką postać. Nie będę podawać przykładów, ale chyba większość czytelników ma świadomość, że te porównania są przeważnie na wyrost, bądź - co też się zdarza - nijak mają się do treści. Tym razem jednak  napis "Dla wszystkich miłośników serialu Downtown Abbey" okazał się niezwykle trafny.
Elisabeth Cooke przedstawiła bowiem angielską rezydencję Rutheford Park  i perypetie jej mieszkańców - arystokratycznej rodziny Cavendishów oraz służby. Na tym podobieństwa się nie kończą, gdyż uważny widz i czytelnik odnajdzie kilka niemal identycznych rozwiązań fabularnych, czy szczegółów. Jeśli autorka  inspirowała  się "Downtown Abbey"  to trzeba przyznać, że czerpała z dobrych wzorców  i mimo wszystko, nie stworzyła kopii. 
W tym tkwi pewien paradoks. Posługując się schematami, ogranymi motywami Cooke  bardzo zgrabnie napisała powieść, która broni się przed wtórnością. Na pewno przyczynia się do tego umiejętność opowiadania i dbałość o realia. Choć spodziewamy się tego i owego, bo fabuła jest - co tu  kryć  - przewidywalna - to  czyta się  "Tajemnice Rutheford Park" z przyjemnością, z zainteresowaniem śledząc losy bohaterów.
Skoro o postaciach mowa... Nie ma tu jednej postaci wiodącej. Punkt ciężkości przesuwa się, niczym oko  kamery, na poszczególne jednostki ( choć na prowadzenie wysuwa się lekko Octavia). Gdyby to był serial, to każdy odcinek opowiadałby inną historię, oczywiście we wspólnej ramie, jaką stanowiłaby wspaniała rezydencja. Tragedia Emily. Debiut Louisy. Harrego marzenia o lataniu. Złota klatka Octavii i amerykański sen. Sekrety przeszłości Williama Cavendisha. Śmierć w przędzalni - los rodziny Mary. Pani Jocelyn - filarem rezydencji. Wojna i miłość, albo hańba w Paryżu.  Takie oto przykładowe hasła - tytuły mogłyby posłużyć jako zarys tematu poszczególnych odcinków.  Tom nie stanowi jednak zbioru luźnych opowiadań, to dość zgrabnie skrojona w 10 rozdziałach powieść obyczajowa w angielskim stylu, przenosząca czytelnika w czasy tuż przed I wojną światową. W czasy, kiedy panowała ścisła hierarchia klasowa. Kiedy służąca niższego rzędu nie mogła się odezwać, nawet spojrzeć na panią,  a ta pani nie mogła zabrać się do żadnej konkretnej roboty, choćby nawet o tym marzyła.Kiedy uważano, że mężczyzna nie musi mieć osobowości, wystarczy że ma ileśtam milionów funtów. Kiedy arystokraci bogacili się wyzyskiem innych, a robotnicy umierali w nędzy.  To zatem nie do końca  taki  był piękny ten świat  pałaców,bali, długich sukien i cylindrów.
Fabuła nie jest szczególnie nowatorska, mamy tu romanse, konwenanse, intrygi. Cały ten świat sprzed stu lat Cooke odmalowuje barwnie i realistycznie. Wydaje się nieraz ciekawszym od fabuły opis  rozwijającego jącego się postępu -  konie zaczynają  coraz częściej są zastępowane samochodami, człowiek zdobywa przestworza na skrzydłach samolotu, a furorę robi machina do czyszczenia dywanów.  Wszystko się zmienia.  Zbliżająca się wojna burzy dotychczasowy stan rzeczy, a i w samych ludziach dokonują się zmiany. Octavia nie godzi się ze swoją rolą, chce swobody wyboru, wolności, możliwości zarządzania.  Jest ludzka w swych pragnieniach (Amerykanin Gould) i decyzjach  ( mała Cecilia). Młody panicz Harry ma inną wizję swej przyszłości niż rodzinne tradycje. Louisa też próbuje szukać szczęścia na własną rękę.
Mimo wspomnianej przewidywalności, nie brakuje emocji, i wzruszeń albowiem wiele się tu dzieje w relacjach międzyludzkich, a ciągle odkrywane są tajemnice i układanka się rozrasta. Nie wszystkie wątki jednak zostały wyczerpane, zatem jest perspektywa drugiego tomu.
Właśnie niedosyt to mankament tej powieści, bo mogłoby być więcej o niektórych postaciach np. Jacku Armitage, czy reszcie służby. Trzeba też podkreslić, że akcja się rozkręca, zatem malkontentom odradzam przedwczesne reyzgnowanie z  dalszego czytania.
Szczerze przyznam, że "Tajemnice Rutheford Park" nie zachwyciły mnie aż tak bardzo jak się spodziewałam ale skłamałabym, mówiąc, że lektura nie była przyjemna. Chętnie poznałabym dalsze dzieje bohaterów.

Za wycieczkę do angielskiej rezydencji sprzed stu lat dziękuję:




niedziela, 14 września 2014

Wielka. O biografii Anny Dymnej.

Okładka książki Dymna
Wyd. Marginesy 2014
 Anna Dymna.Wielka aktorka, wielki człowiek.
Zanim jeszcze sięgnęłam po przepięknie wydaną przez Marginesy biografię Anny Dymnej pióra Elżbiety Baniewicz, wiedziałam, że tak o niej napiszę. Lektura książki tylko mnie utwierdziła w tym przekonaniu. Anny Dymnej nie zobaczymy w reklamie proszku do prania ani w  popularnym telewizyjnym show, nie przeczytamy o niej w plotkarskim pisemku. To gwiazda  filmowych kadrów i teatralnych desek, gwiazda w prawdziwym tego słowa znaczeniu Aktorka doskonała, piękna nie tylko ciałem (amantka w czasach młodości, dziś też zachwyca naturalną urodą), ale i duchem - od lat zaangażowana w działalność charytatywną na rzecz osób niepełnosprawnych. Znana jest jako założycielka Fundacji "Mimo Wszystko" i organizatorka "Festiwalu Zaczarowanej Piosenki", na którym występują utalentowane osoby niepełnosprawne. Kobieta z sercem na dłoni. Niedościgniony wzór dobroci i szlachetności.

Elżbieta Baniewicz przedstawiła bogaty portret Dymnej, prowadząc czytelnika przez kolejne etapy jej życia i kariery. Dodatkowo ukazała obraz teatru i filmu w 2. poł. XX.w. - oczywiście nie bez związku z główną bohaterką publikacji. Przeczytamy o znakomitościach świata sztuki tamtych czasów, o osobach, które miały wpływ na ścieżkę  aktorską Ani Dziadyk- tak jak odkrywca jej talentu Jan Niwiński, czy  np. Lidia Zamkow, Z. Jaroszewska, J. Grzegorzewski, K. Kutz i szereg innych nazwisk reżyserów, filmowych i teatralnych twórców. Długo by je wymieniać! Przy okazji otrzymamy dużo wiadomości o poszczególnych rolach Dymnej, wraz z cytatami z teatralnych recenzji. Ról filmowych też nie da się pominąć, a każdy chyba pamięta o Ani  - wnuczce Kargula i Pawlaka, o Barbarze Radziwiłłównie, czy kojarzy Mariannę z serialu "Siedlisko". To jednak tylko kropelka w morzu aktorskiego dorobku Dymnej. Baniewicz starała się jak najrzetelniej to wszystko zebrać i opowiedzieć czytelnikom w przystępny sposób. Efekt mrówczej pracy biografa okazał się fascynujący. 

Niezwykle ciekawy i emocjonujący jest rozdział "Miłość życia - Wiesław Dymny", piękna a zarazem tragiczna historia związku Anny jej pierwszym mężem, ekscentrycznym współtwórcą Piwnicy Pod Baranami. W tej części autorka oddała także głos osobom, które znały tę - już legendarną- postać.
 Zajmująca i budująca jest część poświęcona społecznej działalności aktorki  - o programach, w których spotyka się z osobami cierpiącymi na rozmaite ciężkie choroby i schorzenia, niepełnosprawnymi, osamotnionymi ; o aktywności w Fundacji "Mimo Wszystko", o pomocy ludziom niepełnosprawnym intelektualnie. Postawa Dymnej jest naprawdę godna podziwu. Ta szlachetna kobieta naprawdę wiele pracy i serca wkłada w tę działalność, a przede wszystkim widzi człowieka w każdym, niezależnie od jego stanu fizycznego i psychicznego.
W książce zamieszczone zostały także (anonimowo) wybrane listy, jakie do pani Dymnej wysyłali jej sympatycy oraz osoby poszukujące wsparcia, zrozumienia, czy pomocy materialnej. Celem ich opublikowania było to, że może dzięki temu ktoś zauważy obok drugiego człowieka potrzebującego pomocy, wsparcia, czy choćby dobrego słowa. Wtedy ten człowiek nie będzie może musiał pisać do "wyidealizowanej osoby z ekranu". Tak mniej więcej uzasadnia to Dymna.

Książkę wzbogacają liczne zdjęcia, fotosy, reprodukcje okładek czasopism np. "Film", zagranicznych pocztówek itp. To też cegiełka do obrazu epoki, jaki wyłania się z tej biografii. 
Na końcu znajdują się kalendarium życia i twórczości, kalendarium ogólnopolskich Festiwali twórczości teatralno-muzycznej osób niepełnosprawnych intelektualnie  "Albertiana", kalendarium prowadzonych przez Annę Dymną rozmów w programie telewizyjnym z cyklu "Spotkajmy się".

Jest to rzetelna biografia, o obszernej i pasjonującej treści ukazującej nie tylko osobowość i dokonania aktorki, ale i obraz epoki. Na uwagę zasługuje niezwykle subtelna i elegancka oprawa dzieła.
To nie jest książka na jeden raz. To lektura, do której się wraca. Anna Dymna jest fenomenem, autorytetem, wręcz takim "ziemskim aniołem". Dzięki Elżbiecie Baniewicz możemy bliżej poznać jej sylwetkę. Może zaczerpniemy choć odrobinę z takiego wzoru wielkiego człowieka, jakim jest Anna Dymna.
Krótko mówiąc, jest co poczytać i co przeżywać.Świetna biografia!



wtorek, 9 września 2014

Książka o ks.Tischnerze oraz K. Ziemiec -zaproszenie

W Krakowie na Brackiej pada deszcz, ale za to w kinie ARS przy ul. Św. Tomasza 11 prezentują film o ks. Tischnerze  - kto się wybierze?  Panowie  S. J. Wróbel i  M. Barański zapraszają na spotkanie i premierę książki pt. "Jego oczami" - 14 września o godz. 13:00.











Zdarzają się kaczki dziennikarskie, ale jak widać, mogą być i gruszki... Klub Dziennikarzy Pod Gruszką 16 września o 17:30 będzie gościł Krzysztofa Ziemca, który opowie o swoich doświadczeniach, o tym, że wszystko jest po coś...
Wydawnictwo M zaprasza do Krakowa!
Szczegóły na plakatach.


sobota, 6 września 2014

"Czas tęsknoty" A. Grzegorzewski

Sugerując się fotografią widniejącą na okładce oraz umieszczoną tam rekomendacją Anny Ficner- Ogonowskiej, dość łatwo wrzucić tę książkę do przepastnego wora z romansami, czy popularnymi "obyczajówkami". Byłoby to jednak niesprawiedliwe wobec debiutanckiej powieści Adriana Grzegorzewskiego, zafascynowanego Kresami obecnego mieszkańca Londynu.

"Czas tęsknoty" - z racji pewnych pokrewieństw zestawiany z z serialem "Czas honoru" -stanowi znakomitą, przejmującą do szpiku kości opowieść o dramatycznych losach bohaterów  na tle wojennej pożogi.
Okładka książki Czas tęsknotyPiotr Ochocki, którego poznajemy jako studenta architektury, spędzającego przez kilka tygodni wakacje w Bedryczanach, skąd pochodziła jego - nieżyjąca już niestety- matka, "wpadł po uszy w sam środek waśni pomiędzy dwoma narodami, zdążył ściągnąć na siebie uwagę wrogiej Polakom nacjonalistycznej nielegalnej ukraińskiej organizacji szykującej się do krwawej rozprawy z nimi oraz zakochał się w córce jej prominentnego członka" ( s. 147) To był zaledwie początek.... Te wydarzenia legły u podstaw zagmatwanej, pełnej zakrętów i wybojów życiowej drogi  głównych bohaterów: wymienionego Piotra, Swiety Horodyło oraz Marty Kosieckiej. Kobiety początkowo dzieliło ulokowanie uczuć w tym samym mężczyźnie, los jednak sprawił, że musiały zewrzeć szyki w obliczu wojennego zagrożenia i zła wyrządzanego przez wrogów. Ochocki rozpoczął karierę wojskową, obiecując sobie powrót po ukochaną. Tymczasem los wyraźnie im nie sprzyjał, przynosząc szereg cierpień i tragedii. Nawet, gdy wydawało się, że szczęście bohaterów jest o krok, coś musiało się stać...

Wątek romantyczny wcale nie jest tu na pierwszym planie, do głosu dochodzą kwestie związane z relacjami polsko-ukraińskimi, czy ogólnie międzyludzkimi, sytuacją historyczną, przyjaźnią, lojalnością, wiernością,  patriotyzmem, ludzką uczciwością i nieludzkim okrucieństwem. Wymienione przez Ficner-Ogonowską trzy elementy: historia, wojna i miłość splatają się w krwawy warkocz. Krwawy tym bardziej, że nie chodzi tu o rozłączonych zakochanych, ale o tzw. rzeź wołyńską, jedną z czarnych kart historii dziejów, o której dopiero od niedawna zaczyna się przypominać, czy uczyć.
Grzegorzewski inspirując się rodzinnymi kresowymi opowieściami,stworzył fikcyjną fabułę osadzoną w konkretnej historycznej rzeczywistości i wprowadził też obok fikcyjnych - autentyczne postaci. Jego celem nie było przedstawienie ściśle historycznych faktów, ale zainteresowanie odbiorców nimi poprzez lżejszą formę, jaką jest powieść historyczno- obyczajowa.

"Czas tęsknoty" czyta się z przyjemnością ze względu na zróżnicowany język ( we fragmentach narracyjnych - literacki, w dialogach - padają ukraińskie zwroty, niewybredne teksty, wszystko dostosowane do okoliczności i postaci) , ale także ze ściśniętym sercem. A to za sprawą makabrycznych opisów zbrodni dokonywanych przez Ukraińców na polskiej ludności zamieszkującej tzw. Kresy przed II wojną światową. Autor w posłowiu wspomina, że złagodził te opisy tak bardzo jak to było możliwe. W takim razie już wiem, że nie dam rady czytać "mocniejszych". Trzeba zaznaczyć, że nie wszyscy Ukraińcy brali udział w pogromie, byli też wśród nich normalni, mądrzy i dobrzy ludzie, tacy jak  np. kościelny przy cerkwi Witalij, czy państwo Łuczenko, o Swietłanie - włączonej w szeregi polskiego wojska jako sanitariuszka - nie wspominając...

Takie powieści, jak ta, nazywam "okrągłymi". Ciekawa fabuła, różnorodne postaci, tło historyczne, emocje oraz talent autora do snucia barwnej narracji sprawiają, iż czytelnik ma przed sobą utwór wielowymiarowy, pełny. Poruszający i zapadający w pamięć.
Oby więcej takich debiutów! Oby ukazały się kolejne tomy opowieści pióra Grzegorzewskiego, zwłaszcza, że wątek nie został jednoznacznie zamknięty, a czytelnik jest ciekaw dalszych dziejów bohaterów.

Za egzemplarz książki dziękuję Księgarni  MATRAS.

Moja lista blogów