sobota, 20 września 2014

"Tajemnice Ruheford Park" E. Cooke


Zazwyczaj sceptycznie podchodzę do haseł na okładce, którymi wydawcy  promują daną książkę, powołując się na inny znany tytuł, czy popularną literacką postać. Nie będę podawać przykładów, ale chyba większość czytelników ma świadomość, że te porównania są przeważnie na wyrost, bądź - co też się zdarza - nijak mają się do treści. Tym razem jednak  napis "Dla wszystkich miłośników serialu Downtown Abbey" okazał się niezwykle trafny.
Elisabeth Cooke przedstawiła bowiem angielską rezydencję Rutheford Park  i perypetie jej mieszkańców - arystokratycznej rodziny Cavendishów oraz służby. Na tym podobieństwa się nie kończą, gdyż uważny widz i czytelnik odnajdzie kilka niemal identycznych rozwiązań fabularnych, czy szczegółów. Jeśli autorka  inspirowała  się "Downtown Abbey"  to trzeba przyznać, że czerpała z dobrych wzorców  i mimo wszystko, nie stworzyła kopii. 
W tym tkwi pewien paradoks. Posługując się schematami, ogranymi motywami Cooke  bardzo zgrabnie napisała powieść, która broni się przed wtórnością. Na pewno przyczynia się do tego umiejętność opowiadania i dbałość o realia. Choć spodziewamy się tego i owego, bo fabuła jest - co tu  kryć  - przewidywalna - to  czyta się  "Tajemnice Rutheford Park" z przyjemnością, z zainteresowaniem śledząc losy bohaterów.
Skoro o postaciach mowa... Nie ma tu jednej postaci wiodącej. Punkt ciężkości przesuwa się, niczym oko  kamery, na poszczególne jednostki ( choć na prowadzenie wysuwa się lekko Octavia). Gdyby to był serial, to każdy odcinek opowiadałby inną historię, oczywiście we wspólnej ramie, jaką stanowiłaby wspaniała rezydencja. Tragedia Emily. Debiut Louisy. Harrego marzenia o lataniu. Złota klatka Octavii i amerykański sen. Sekrety przeszłości Williama Cavendisha. Śmierć w przędzalni - los rodziny Mary. Pani Jocelyn - filarem rezydencji. Wojna i miłość, albo hańba w Paryżu.  Takie oto przykładowe hasła - tytuły mogłyby posłużyć jako zarys tematu poszczególnych odcinków.  Tom nie stanowi jednak zbioru luźnych opowiadań, to dość zgrabnie skrojona w 10 rozdziałach powieść obyczajowa w angielskim stylu, przenosząca czytelnika w czasy tuż przed I wojną światową. W czasy, kiedy panowała ścisła hierarchia klasowa. Kiedy służąca niższego rzędu nie mogła się odezwać, nawet spojrzeć na panią,  a ta pani nie mogła zabrać się do żadnej konkretnej roboty, choćby nawet o tym marzyła.Kiedy uważano, że mężczyzna nie musi mieć osobowości, wystarczy że ma ileśtam milionów funtów. Kiedy arystokraci bogacili się wyzyskiem innych, a robotnicy umierali w nędzy.  To zatem nie do końca  taki  był piękny ten świat  pałaców,bali, długich sukien i cylindrów.
Fabuła nie jest szczególnie nowatorska, mamy tu romanse, konwenanse, intrygi. Cały ten świat sprzed stu lat Cooke odmalowuje barwnie i realistycznie. Wydaje się nieraz ciekawszym od fabuły opis  rozwijającego jącego się postępu -  konie zaczynają  coraz częściej są zastępowane samochodami, człowiek zdobywa przestworza na skrzydłach samolotu, a furorę robi machina do czyszczenia dywanów.  Wszystko się zmienia.  Zbliżająca się wojna burzy dotychczasowy stan rzeczy, a i w samych ludziach dokonują się zmiany. Octavia nie godzi się ze swoją rolą, chce swobody wyboru, wolności, możliwości zarządzania.  Jest ludzka w swych pragnieniach (Amerykanin Gould) i decyzjach  ( mała Cecilia). Młody panicz Harry ma inną wizję swej przyszłości niż rodzinne tradycje. Louisa też próbuje szukać szczęścia na własną rękę.
Mimo wspomnianej przewidywalności, nie brakuje emocji, i wzruszeń albowiem wiele się tu dzieje w relacjach międzyludzkich, a ciągle odkrywane są tajemnice i układanka się rozrasta. Nie wszystkie wątki jednak zostały wyczerpane, zatem jest perspektywa drugiego tomu.
Właśnie niedosyt to mankament tej powieści, bo mogłoby być więcej o niektórych postaciach np. Jacku Armitage, czy reszcie służby. Trzeba też podkreslić, że akcja się rozkręca, zatem malkontentom odradzam przedwczesne reyzgnowanie z  dalszego czytania.
Szczerze przyznam, że "Tajemnice Rutheford Park" nie zachwyciły mnie aż tak bardzo jak się spodziewałam ale skłamałabym, mówiąc, że lektura nie była przyjemna. Chętnie poznałabym dalsze dzieje bohaterów.

Za wycieczkę do angielskiej rezydencji sprzed stu lat dziękuję:




1 komentarz:

  1. a ja przyznam szczerze, że mnie zainteresowałaś :)
    swoją drogą, wczoraj zaczęłam oglądać wspomniany serial i pierwszy odcinek przypadł mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów