sobota, 21 grudnia 2019

"Ilustratorki, ilustratorzy..." B. Gawryluk


 (...)
Kiedy dostałam tę (nie ukrywam, że wyczekiwaną) książkę, najpierw ją przekartkowałam i – jak dziecko – obejrzałam obrazki, co chwilę niezbyt inteligentnie wykrzykując “O!”,”Oooo!”, rozpoznając znajome okładki oraz ilustracje, czy nawet  – nie czytając nagłówka – wskazując nazwisko ich twórcy. Nie świadczy to  mojej wybitnej znajomości polskiego ilustratorstwa, bo taką nie dysponuję, ale o tym, że ilustracje z książek z dzieciństwa potrafią mocno wryć się w pamięć i serce małego odbiorcy, który –  już jako dorosły – powraca do nich z sentymentem, a nierzadko chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o kulisach ich powstania, o autorach.  Tym oczekiwaniom wychodzi naprzód Barbara Gawryluk, dziennikarka, tłumaczka, autorka książek dla dzieci, nagrodzona przez polską sekcję IBBY.
(...)
Całość  mojej recenzji pod linkiem:


 http://zycieipasje.net/2019/12/18/szpieg-w-ksiegarni-ilustratorki-ilustratorzy-motylki-z-okladki-i-smoki-bez-wasow-barbara-gawryluk-recenzja/

czwartek, 14 listopada 2019

"Małe kobietki" Louisa May Alcott

Jestem tą powieścią zachwycona, bardzo mi się podobała, taka wartościowa, urocza "ramotka" i wcale nie taka "do lamusa", skoro kolejna adaptacja filmowa na ekranach niebawem.
Podczas lektury czułam się jak za dawnych lat czytając Anię, Polyannę i tym podobne. Wspaniała podróż sentymentalna i kostiumowa.
Tekst pisałam 3 wieczory, wiem -strasznie kulawy, zupełnie mi nie poszło.
Ale samą książkę przeczytałabym chętnie kiedyś jeszcze raz i oczywiście kolejne części. Bo są, tylko jakoś tak przeważnie tylko tę jedną sierotkę wydają... A film obejmuje znacznie więcej, dalsze losy bohaterek "Małych kobietek" .Oglądałam  ekranizację z 1994 roku, tę nową też chętnie zobaczę.

Z uwagi na  fakt, iż akcja zaczyna się w Boże Narodzenie ( to ważny dzień dla bohaterek - pomagają biednym, podejmują wyzwanie pracy nad sobą, świętują) i też kończy się po roku , kolejnym Bożym Narodzeniem - i znów wtedy mają miejsce ważne rzeczy ( spotkanie całej rodziny, sprawy |matrymonialne zaczynają swoj bieg..) - zaliczam tę lekturę do kategorii "poczuj klimat świąt" listopadowej Trójki E-pik.

Małe kobietki" Louisa May Alcott"

Urocza książka! Niby taka staroświecka, a jakże wartościowa i uniwersalna. Z założenia to powieść dla młodzieży, ale i dorosły przeczyta ją z satysfakcją  i sentymentem. To klasyka, do której często i chętnie się wraca, o czym świadczą również adaptacje filmowe. Zachwyci na pewno miłośników książek o  Ani z Zielonego Wzgórza, Emilce ze Srebrnego Nowiu, czy Polyannie oraz serialu o perypetiach Doktor Quinn, to dość podobne klimaty. Fani Jeżycjady też nie powinni narzekać. Proza Louisy May Alcott spodoba się szczególnie tym, którzy szukają w literaturze charakternych bohaterek i ważnych wartości.


Są takie książki, o których wiele się słyszy, ich tytuły przewijają się tu i ówdzie, pojawiają się liczne nawiązania do wywodzących się zeń postaci, czy scen. Książki z kanonu literatury światowej, klasyka na którą dotąd nie było czasu, czy brakowało sposobności. I końcu przychodzi ten moment, kiedy wreszcie sięgamy po taką lekturę. Nastąpić wtedy może albo rozczarowanie zawiedzionymi oczekiwaniami, albo zachwyt, gdy otrzymamy coś, co idealnie wpisuje się w nasz gust, czy też wręcz przekracza nasze wyobrażenia o danym utworze.
Małe kobietki to dla mnie właśnie jedna z takich lektur; klasyka, która w końcu doczekała się mojej uwagi i skradła moje serce. Żałuję, że nie poznałam tej powieści wcześniej, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie tylko bowiem z radością przeczytałam piękne ilustrowane wydanie, które ukazało się nakładem wydawnictwa MG, ale też obejrzałam świetną filmową adaptację z 1994 roku, planuję sięgnąć po inne książki Louisy May Alcott i obejrzeć najnowszą ekranizację z udziałem  m.in. Meryl Streep;  premiera tuż niedługo, bo w okresie świąteczno-noworocznym.

 Akcja tej, opartej w dużej mierze na wątkach autobiograficznych,  powieści rozgrywa się w Ameryce w latach 60. XIX, w czasach wojny secesyjnej. Tytułowe "małe kobietki" to cztery siostry March, dziewczęta mocno z sobą zżyte, zaprzyjaźnione, ale o bardzo różnych charakterach i osobowościach.
Najstarsza, Meg ( Margaret, 16 l.) - jest miła i grzeczna,  piękna, ale nieco próżna, tęskni za życiem w luksusach , jakie pamięta z dawnych lat, jednocześnie bardzo szlachetna, pracowita, mądra, dobra, oddana. Jo ( 15 l.) - typowa chłopczyca, skłonna do żartów i psot, rezolutna, utalentowana literacko i aktorsko, pomysłowa, szczera, nieco 'zwariowana', ale ma serce na dłoni i potrafi niesamowicie zaangażować się w działania, na których jej zależy. Beth (13 l.) to niezwykle cicha, nieśmiała, wrażliwa, nieufna dziewczynka, utalentowana muzycznie, pięknie gra na fortepianie, bardzo obowiązkowa, dokładna, troskliwa, pełna dobroci  i miłosierdzia. Najmłodsza Amy ( 12 l) - urocza, uparta, dość samolubna, nieco naiwna, pięknie rysuje i zabawnie przekręca trudne słowa.
Dziewczyny uczą się, pracują,  wypełniają (choć nie zawsze chętnie) domowe obowiązki, zajmują się szyciem, robótkami,  dużo czytają, urządzają teatrzyki, prowadzą własny "Klub Pickwicka" z własną "gazetą". Ich przyjacielem i towarzyszem zabaw zostaje Laurie, wnuk bogatego sąsiada, przemiły, wartościowy chłopak.
Pani March dla córek jest wzorem i powiernicą,  kocha je i wspiera , pozwala rozwijać talenty, mądrze je wychowuje, czasem stosując sprytne "podstępy", szanuje ich wybory, pozwala uczyć się na błędach, przekazuje cenne wskazówki.   Uczy je, aby w życiu  kierowały się  dobrocią i miłością, a nie bogactwem i modą oraz doceniały to, co mają. Ojciec - walczył na wojnie, został ranny i dlatego długo nie wraca, jego powrót jest świętem dla stęsknionych dzieci; nie jest z niego żaden mądrala ani despota, lecz mądry, ciepły, kochający tata dumny ze swych córek, które mobilizuje do "pokonania wewnętrznego wroga", czyli do pracy nad swoimi słabościami.
Rodzina March, wskutek niefortunnych wydarzeń, utraciła swój majątek, ale nadal jest jedną z najbardziej szanowanych w okolicy. Przyświecają im szlachetność, honor, wzajemny szacunek i życzliwość, okazywana bliźnim pomoc i dobroć. Obraz tej rodziny jest mocno wyidealizowany, przesycony najlepszymi uczuciami, ukazany w kontraście do ciotki, której bogactwo jest niczym w porównaniu do tego, co mają skromnie żyjący państwo March. A mają siebie nawzajem, wspierają się, wiodą ciekawe życie, w sumie są naprawdę szczęśliwi. Rodzice nie planują wydać córek za mąż za tzw. "dobre partie", owszem, życzą im jak najlepiej, ale chcą przede wszystkim, aby były szczęśliwymi i dobrymi ludźmi, spełniającymi się w swoich pasjach, talentach.

Małe kobietki to powieść pensjonarska i moralizatorska, ale nie schematyczna; tu autorka stawia na niezależność i samodzielność kobiecych postaci, choć nie brakuje romantycznych akcentów - nie ukrywajmy: oczekiwanych i lubianych przez czytelniczki, niezależnie od epoki.
To opowieść  o dorastaniu, pracy nad sobą, pokonywaniu słabości, kształtowaniu charakteru. Głosi wartości takie jak praca,  rodzina, przyjaźń, miłość, dobroć, uczciwość, szlachetność, pomoc. Zdecydowanie podkreśla rolę  przymiotów duchowych ważniejszych od rzeczy materialnych. Przesłanie wydaje się jasne, a propagowane wartości  są wiecznie aktualne i ważne - tym bardziej współcześnie, w zdominowanym przez konsumpcjonizm i bylejakość XXI wieku.
Akcja w sumie nie jest porywająca, zbyt wiele się nie dzieje, ale za to ma swój nieodparty urok, pięknie opisane są realia, ubiory, posiłki, zajęcia, listy, bale, pikniki, wspólne śpiewanie, zabawy, psoty itp. Obecne są w życiu bohaterów  zarówno  przyjemne i zabawne sceny, jak i  trudne, smutne, wzruszające momenty. Książka wpisuje się także w klimat Bożego Narodzenia, od tych świąt zaczyna się bowiem opowieść i zatacza krąg obejmując rok z życia bohaterów.
Dzięki fabule można odbyć wspaniałą podróż w przeszłość, do czasów trudniejszych, ale jakby piękniejszych. Chciałoby się tam być, spędzać czas z pannami March i Lauriem, razem z nimi przeżywać ich perypetie i problemy.. Żal się z nimi rozstawać.  Autorka zostawiła bohaterów w sielankowym momencie i spuściła kurtynę. Kurtuazyjnie pytając: "Czy podniesiemy ją znowu, by śledzić dalsze losy Meg, Jo, Beth i Amy? To będzie zależało od zainteresowania czytelników pierwszym aktem dramatu rodzinnego pod tytułem Małe kobietki." I to zainteresowanie najwyraźniej było, bo zaowocowało kolejnymi tomami i nadal trwa, o czym świadczą kolejne wydania książek i kolejne ekranizacje. Tu warto zaznaczyć, że filmowe wersje obejmują znacznie  dłuższy okres dziejów bohaterów niż sama książka  Małe kobietki - to w sumie zaledwie pierwsza część.

Ta powieść ma swój wyjątkowy  staroświecki urok i uniwersalną wymowę. Nie wyobrażam sobie nie uwzględnić jej w literackim kanonie i nie poznać, nieważne czy w wieku nastoletnim, czy dojrzałym. Lektura na każdym etapie może przynieść wiele dobrego. Mam nadzieję, że wydawnictwo MG nie poprzestanie na tym pięknie ilustrowanym tomie z rycinami Franka Thayera Merrilla, w przekładzie Anny Bańkowskiej i wkrótce pozwoli czytelnikom cieszyć oczy i serca drugą częścią pt. Dobre żony oraz pozostałymi książkami Louisy May Alcott.


Wydawnictwo MG 2019


wtorek, 22 października 2019

"Matki i córki" Ałbena Grabowska



Piękna okładka, prawda? Nie ma róży bez kolców. Nie ma także róży bez korzeni. Przeszłość, choć tak ważna, bywa jednak ciężarem, który znacząco  wpływa na funkcjonowanie w teraźniejszości i rzutuje na przyszłość. Przekonała się o tym dość boleśnie Lila, która starała się za wszelką cenę poznać rodzinne tajemnice, pokonać przeszkodę niedomówień, kłamstw, fałszywych wspomnień. Historia prababki, babki, matki i córki, opowiedziana przez autorkę Stulecia Winnych, jest dramatyczna, sugestywna, przejmująca do szpiku kości, emocjonująca, niebanalna i zaskakująca. I domagam się osobnego kręgu piekła dla tych, którzy pisząc opinię o tej powieści, wyjawią kluczowe informacje, zdradzą przedwcześnie tajemnice bohaterek. Nie można tych emocji i  poczucia trzymania w napięciu odbierać czytelnikom.(...)

Lektura pasuje do październikowego zadania  "Pod hasłem" - zapraszam do zabawy

"Morderca na plebanii" K. Morawiecka





Kryminał z poczuciem humoru? Lubię to!
Tym razem i czytałam i słuchałam, w zależności od możliwości ;-)
Recenzja:
http://zycieipasje.net/2019/10/14/poczytaj-mi-na-ucho-morderca-na-plebanii-karolina-morawiecka-recenzja-audiobooka/
Lektura wpasowała się idealnie do październikowego zadania "Pod hasłem"


środa, 9 października 2019

Jest, jest... "Nie ma" - recenzja audiobooka

Łącząc przyjemne z pożytecznym wysłuchałam audiobooka z książką Mariusza Szczygła. Cieszy mnie niezmiernie fakt, iż autor został uhonorowany Literacką Nagrodą Nike oraz Nagrodą Czytelników.
Spotkałam się z różnymi opiniami na temat zbioru "Nie ma", dla mnie była to ciekawa i zaskakująca  swą różnorodnością publikacja.  Lektorzy spisali się na medal.
Oto link do mojej recenzji:

http://zycieipasje.net/2019/10/07/poczytaj-mi-na-ucho-nie-ma-mariusz-szczygiel-recenzja-audiobooka/

Lektura "na ucho" wpisuje się w październikową Trójkę E-pik
.
Kategorie:
imienniczka (autorka/główna bohaterka o takim samym imieniu, jak moje)
 tajemnica/zagadka w tytule 
tytuł zawierający "nie" (nie tylko jako zaprzeczenie, ale też cząstka wyrazu)

Storybox.pl 2019

wtorek, 24 września 2019

"Śledztwo na cztery ręce" Agatha Christie

Wyd. Hachette 2002 r.
Po trzech latach przerwy postanowiłam znów wziąć udział w wyzwaniu czytelniczym "Wrzesień z Agathą Christie".
Niczym "córka marnotrawna" powracam  do klasyki kryminału w mistrzowskim wykonaniu. Tak się składa, że ostatnio czytałam sporo polskich powieści kryminalnych, przeważnie w duchu komediowym. Nie zawsze były to udane spotkania, ale trafiłam też na takie książki, które dostarczyły mi odpowiedniej rozrywki i pozwoliły określić czytelniczą ścieżkę, którą zamierzam podążać. Co jakiś czas warto jednak wracać do źródeł, do "starych, ale jarych" powieści, do sprawdzonych autorów.
Gdy czuję przesyt współczesnych "czytadeł", sięgam po twórczość Dostojewskiego, zaś z kryminalnej półki wybieram Christie. Właśnie przyszedł czas, by znów podążyć tropem Agathy....

Tę książkę wybrałam dość przypadkowo spośród licznych tomów w bibliotece, szukając tytułu z dwuznakiem, bo akurat takiego potrzebowałam do innego wyzwania. "Śledztwo na cztery ręce" zawiera aż dwa dwuznaki, pasowało więc idealnie, a do tego spodobał mi się pies w okularach na okładce. Niezłe kryteria wyboru, prawda?

Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to nie powieść a zbiór kilkunastu opowiadań połączonych ramą fabularną i osobami głównych bohaterów, co więcej, nie występuje tu ani Herkules Poirot, ani panna Marple! Poczułam się nieco zdezorientowana. Nie wiedziałam, że oprócz serii z wymienionymi postaciami (i poza powieściami obyczajowymi  wydanymi pod pseudonimem Mery Westmacott) Agatha Christie napisała także utwory o Tuppence i Tommym Beresfordach, czy - jak potem sprawdziłam - jeszcze innymi bohaterami ( np. Parker Pyne). Teraz już wiem, a po lekturze tego tomu wiem też, że raczej wolę trzymać się utartych szlaków.

Tuppence i Tommy Beresfordowie są uroczą parą, dobraną pod każdym względem, świetnie się dogadują, mogą zawsze na siebie liczyć. Ich dialogi nie obywają się bez drobnych złośliwości, ale też skrzą się inteligencją i humorem. Znudzona rutyną domowych obowiązków i życia towarzyskiego Tuppence marzy o tym, aby coś się wydarzyło, tęskni za przygodami i niebezpieczeństwami, jakie wspólnie przeżyli. Jej mąż obecnie nadal pracuje w służbach specjalnych, ale na stanowisku czysto biurowym.
Jak z nieba zatem spada Beresfordom zlecenie poprowadzenia Międzynarodowej Agencji Detektywistycznej Teodora Blunta. To niby ma być przykrywka dla pewnych działań związanych z rozpracowywaniem rosyjskich szpiegów, ale poza tym małżeństwo ma wolną rękę w przyjmowaniu zleceń i prowadzeniu śledztw.

To było wprost przezabawne jak Beresfordowie wczuwali się w swoje role, jak urządzili  swoje biuro, jak udawali, że jako "błyskotliwi detektywi Blunta" mają mnóstwo pilnej pracy i ważnych spotkań, podpatrywali interesantów zatrzymywanych przez rezolutnego Alberta na recepcji. Trochę zachowywali się jak dzieci bawiące się w detektywów. Przy tym odnosili się do zgromadzonych na półce kryminałów i naśladowali ich bohaterów, przyjmując ich styl zachowania i sposób prowadzenia spraw.
Tomy i Tuppence jako detektywi-amatorzy okazali się jednak bezbłędni i rozwiązali szereg różnorodnych zagadek, od kradzieży przez fałszywe alibi po morderstwa. Nie sposób ich  nie polubić: bystrzy, inteligentni, zabawni, sprytni, charyzmatyczni. Trochę zwariowani w pozytywnym znaczeniu. Spostrzegawczość, umiejętność logicznego myślenia i dedukcji, odwaga i otwartość to cechy, które znakomicie przydały się im w pracy, która też była dla nich w pewnym sensie zabawą, życiowym wyzwaniem. Tuppence niejednokrotnie wykorzystywała swoje 'kobiece sztuczki': jej wiedza z dziedziny mody, czy znajomość plotek, towarzyskich układów i koneksji bardzo się przydawała.  Trzeba przyznać, że obydwoje uzupełniali się nawzajem, tworząc świetną parę  jako detektywi i małżeństwo.

Opowiadania, raczej dość krótkie, często zajmujące dwa rozdziały wydawały mi się idealne do publikowania w prasie. Nie pomyliłam się, bowiem sprawdziłam i owszem, w latach 1923-28 ukazywały się w brytyjskich czasopismach, dopiero w 1929 roku wydano je w formie książki, z tym, że autorka dokonała niezbędnych zmian (układ, tytuły, drobne poprawki) tak, by całość była spójna. W trakcie lektury pomyślałam także, że to mógłby być niezły serial. I proszę! Dowiedziałam się, że  nakręcono taki w 2015 roku, na podstawie cyklu o perypetiach Beresfordów. Jest też film z 2008 roku, w którym - sadząc z opisu - opowiedziana jest całkiem inna historia na podstawie książek A. Christie a pan Beresford dostał na imię Belisaire(!).

"Śledztwo na cztery ręce" ("Partners in Crime") czyta się lekko, przyjemnie, z uśmiechem, z mniejszym lub większym zaangażowaniem w kolejne detektywistyczne zagadki. Sporo tu dzieje się bez udziału czytelnika, mamy podane rozwiązania, a wcześniej nie znaliśmy pewnych faktów. Sporo zbiegów okoliczności, schematów, niektóre intrygi są dość przewidywalne. Nie można jednak odmówić uroku ani opowiadaniom ani bohaterom.  Śmiem twierdzić, że w tym przypadku Agatha Christie bardziej skłaniała się ku komedii niż typowym kryminałom i coraz bardziej rozumiem współczesne próby pisania "kryminałów na wesoło". To naprawdę sztuka, choć nie każdemu się udaje. Jakby co, to autorzy mogą się uczyć od mistrzyni.

Nie sądzę, aby to była jedna z najlepszych książek Agathy Christie, ale też nie uważam lektury za stratę czasu. Nie każdemu "Śledztwo na cztery ręce" przypadnie do gustu, z racji  swojej specyfiki i kreacji bohaterów. Warto jednak poznać tę nieco inną odsłonę twórczości Christie, zwłaszcza, gdy znało się dotąd tylko Marple i Poirota ;-) . Osobiście nie narzekam.




środa, 28 sierpnia 2019

"Gracz" F. Dostojewski


Nic na to nie poradzę, lubię rosyjską literaturę zwłaszcza Dostojewskiego. Sporo mam do nadrobienia tak w ogóle, jeśli chodzi o tę "wielką" klasykę (nie czytałam "Anny Kareniny" wyobraźcie sobie! ), ale staram się korzystać z okazji i sięgać po mniej znane dzieła znanych pisarzy.
Ot, na przykład trafiło się ładne, nowe wydanie "Gracza".
Komedia przechodzi w tragedię. Świetna postać babci, która wbrew oczekiwaniom, wcale nie zamierza kopnąć w kalendarz, a wszystkich rozstawia po kątach i wybiera się do kasyna....

 Moja recenzja pod linkiem:

http://zycieipasje.net/2019/08/28/patronat-medialny-gracz-fiodor-dostojewski/

Lektura wpasowała się w sierpniową Trójkę E-pik:
kategoria "po sąsiedzku (literatura napisana w oryginale w języku sąsiadów Polski)

środa, 7 sierpnia 2019

"Patyki, badyle" U. Zajączkowska


 

Zakochałam się od pierwszego przejrzenia, przekartkowania najnowszej książki z serii EKO wydawanej przez Marginesy pod redakcyjną opieką Adama Pluszki. Nie sądziłam, że można tak zajmująco i poetycko opowiadać o roślinach, o ich budowie, wzroście, ruchu i w ogóle o całej ich fascynującej egzystencji. Urszula Zajączkowska, poetka i botaniczka, czyni to profesjonalnie, perfekcyjnie i przepięknie!
(...)
Co tam dalej nabazgrałam macie tu pod linkiem:


http://zycieipasje.net/2019/08/07/patyki-badyle-urszula-zajaczkowska-recenzja/

czwartek, 25 lipca 2019

Komiksy, komiksy... cz. 3 . "Audubon. Na skrzydłach świata"


Człowiek uczy się całe życie. Nawet na komiksach! Przyznaję, że do tej pory nie miałam okazji dowiedzieć się o tej nietuzinkowej, ciekawej postaci, jaką był John James Audubon, amerykański przyrodnik, ornitolog, malarz, pisarz, jeden z ojców nowożytnej ekologii, prawdziwy pasjonat. Jego dzieło życia to ilustrowany katalog ptaków Ameryki Północnej – księga, której nieliczne zachowane egzemplarze osiągają współcześnie zawrotne sumy.
Dostałam tę książkę przez pomyłkę, ale to był szczęśliwy przypadek. Darowanej książce, a tym bardziej komiksowi, oczywiście zagląda się w kartki. Któż by się powstrzymał, mając w ręku piękne, kolorowe i solidnie wydane dzieło francuskiej sztuki komiksowej, w dodatku podwójnie nominowane do nagrody Eisnera w 2018 r. (w kategoriach najlepszy komiks oparty na faktach i najlepsza zagraniczna powieść graficzna)? Toteż nie opierałam się długo i z dużym zainteresowaniem oraz nie mniejszą przyjemnością zapoznałam się z rysunkami Jeremiego Royera i tekstem Fabiena Grolleau.
(...)
ciąg dalszy nastąpi... czyli reszta pod linkiem:

http://zycieipasje.net/2019/07/17/audubon-na-skrzydlach-swiata-fabien-grolleau-jeremie-royer-komiks-recenzja/

wtorek, 2 lipca 2019

Komiksy, komiksy... cz. 2 - "Tetris"

Kolejna powieść graficzna, kolejne pozytywne zaskoczenie. Nie sądziłam, że historia gry Tetris okaże się tak ciekawa i wciągająca. Szczerze mówiąc, gdyby to była typowa książka historyczno-biograficzna, raczej bym po nią nie sięgnęła, gdyż niespecjalnie interesują mnie elektroniczne gry jako takie, a już tym bardziej kulisy dotyczące  międzynarodowych umów, praw i licencji. W formie komiksu przyswoiłam te treści szybko i “bezboleśnie”, nie utknąwszy na “litanii” nazw, nazwisk, dat i cyfr, które  muszą pojawić się w tej historii. Zdecydowanie zarówno rysunki jak i tekst autorstwa Boxa Browna, amerykańskiego grafika, scenarzysty i wydawcy, pomagają zrozumieć istotę gier i fenomen Tetrisa.

cała recenzja:
http://zycieipasje.net/2019/06/26/tetris-ludzie-i-gry-box-brown-recenzja-komiksu/

niedziela, 23 czerwca 2019

"Kocha, lubi, szpieguje" J. Szarańska


Notatka ;-)

"Kocha, lubi, szpieguje" to zabawna, lekka, odprężająca komedia kryminalna z romantyczną nutą, stanowiąca drugi tom serii "Kalina w malinach" (można czytać bez znajomości pierwszej części, wspomniane są bowiem wcześniejsze wydarzenia). Nie płakałam ze śmiechu, ale bawiłam się doskonale podczas lektury.
Główna bohaterka, Kalina ma niesamowite zdolności do pakowania się w kłopoty, potrafi nawet sama zebrać dowody obciążające ją jako podejrzaną w sprawie o morderstwo ;-)
Niezła z niej "aparatka", przy tym jest sympatyczna, nie sposób jej nie polubić i nie trzymać za nią kciuków w jej życiowych bojach. A nie ma lekko: matka ciosa jej kołki na głowie z sprawie zamążpójścia itp.,   szefowa zwalnia ją z pracy, przyjaciółka podrzuca jej dziecko, partner wyjeżdża na weekend w sprawach zawodowych, za to pojawia się pies, i to nie byle jaki. Wyjazd do sielankowego dworku w Kamionkach okazuje się wyjątkowo owocny w przygody... Kalina, chcąc nie chcąc (a w sumie musząc), prowadzi prywatne śledztwo w sprawie nagłej śmierci pana Maliny. 

Fabuła jest zabawna, zgrabna, nie ma tu nic nad czym zgrzytałoby się zębami ( jak to niestety nieraz bywa przy niektórych  szeroko promowanych  komediach kryminalnych). U Szarańskiej wszystko gra!   Postaci są  nietuzinkowe ( np. przebojowa Szparka zwracająca się do rozmówców w trzeciej osobie -). Tę powieść cechuje nie tylko humorystyczny charakter, jak na komedię przystało, ale ważne przesłanie dotyczące opieki nad zwierzętami.  Młynek miał farta, że trafił na dobrych ludzi.  Oby jego historia sprawiła, że psy nie będą porzucane, a schroniska będą świeciły pustkami.

Po tę książkę sięgnęłam, bo już bardzo długo czekała na półce, a uznałam, że jakoś tak nie bardzo należeć do grupy fanów autorki (swoją drogą przemiłej, z poczuciem humoru, takiej swojskiej) , nie znając nic z jej twórczości. Okazało się, że powieść idealnie wpasowała się do dwóch wyzwań/zabaw, w których biorę udział.

Zaliczam ją do kategorii "coś pysznego" czerwcowej Trójki E-pik.
Uzasadnienie:
Już od pierwszych stron mamy "barszczyk i krokieciki" na rodzinnym obiadku, a dalej jest coraz więcej jedzonka: bohaterka wypieka ciasteczka, kupuje słoiczki dla dziecka, parówki dla psa, w dworku w Kamionkach oprócz zabiegów SPA oferują przepyszne posiłki, ciągle kawki, serniczki itp. Normalnie można zgłodnieć przy czytaniu!
Ważną rolę w fabule odgrywają jagody i maliny.


W czerwcowej zabawie "Pod hasłem"  obowiązywało hasło "Zosia Samosia", każdy sam wymyślał sobie zadanie. Moje brzmiało "Czas na czasownik", czyli książki z czasownikiem w tytule.

"Kocha, lubi, szpieguje" - spełnia to założenie w trójnasób ;-)



piątek, 21 czerwca 2019

Komiksy, komiksy.... cz. 1 - "Artemizja"

Niedawno w ofercie wydawniczej Marginesów pojawiły się powieści graficzne, czyli na dobrą sprawę – komiksy. Tylko warto zaznaczyć, że tego pierwszego określenia ( amer. graphic novel) używa się w stosunku do dłuższych objętościowo  utworów o poważnej tematyce, skierowanych głownie do dorosłych odbiorców, podczas gdy komiks – od razu  ( i zresztą słusznie) kojarzy się z historyjką obrazkową o rozrywkowej treści, superbohaterami, przygodami, Gigantem z Kaczorem Donaldem, ukochanymi “Tytusami” Papcia Chmiela itp. itd…. Komiksy są dla dzieci – powie ktoś, i ma rację, ale nie do końca, bowiem istnieją także komiksy dla dorosłych i mają się całkiem nieźle. Wychodzą z cienia, domagają się uwagi, stanowią atrakcyjny nośnik dla świetnych historii, biografii, ciekawych fabuł. Czas zacząć przygodę z “dymkiem”!
Moja recenzja:
http://zycieipasje.net/2019/06/19/artemizja-n-ferlut-t-baudouin-komiks-recenzja/

środa, 5 czerwca 2019

"Ławeczka księżnej Daisy" G. A. Kańtor

wydawnictwo MG
Recenzję znajdziecie pod linkiem, tu dodam jeszcze, że to było moje pierwsze, ale na pewno nie ostatnie spotkanie z twórczością Gabrieli Kańtor. Mam na półce jeszcze "Koronki z płatków śniegu".
"Ławeczka..." - to taka trochę baśń, piękna opowieść! Księżna Daisy zasługuje na to, by o niej wiedzieć i pamiętać więcej aniźli tylko słynne perły.

Lektura przydała się jak znalazł do majowej Trójki E-pik ( kategoria: "Poczet królowych polskich/europejskich")

http://zycieipasje.net/2019/06/05/laweczka-ksieznej-daisy-gabriela-anna-kantor-recenzja/

wtorek, 28 maja 2019

Wielki konkurs u Ejotka

http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2019/05/wielki-urodzinowy-konkurs-u-ejotka-7.html
Hej, Czytelnicze Dusze,
tak nawet rzutem na taśmę: do Ejotka zajrzyjcie, 3 zadania "machnijcie", książki wygrajcie ;-)
Powodzenia! Polecam serdecznie

poniedziałek, 20 maja 2019

"Śledztwo od kuchni..." Karolina Morawiecka

“Śledztwo od kuchni, czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie (z kulinarnym podtekstem)” Karolina Morawiecka
Muszę przyznać, że do komedii kryminalnych zazwyczaj mam spory dystans, bowiem nieraz już okazało się, że te rzekomo takie śmieszne mnie w ogóle nie bawią, a nawet słynna Chmielewska niekoniecznie i nie zawsze do mnie trafia. Tym razem jednak to był strzał w dziesiątkę. Wpadłam jak śliwka w kompot! Tak mnie zauroczyła debiutancka powieść Karoliny Morawieckiej czytana przez Donatę Cieślik, że nie tylko bez wahania sięgnę po następne książki autorki (liczę na co najmniej kilkuczęściową serię), ale i do tej pierwszej chętnie jeszcze powrócę. Śledztwo od kuchni śledziłam z nieukrywaną przyjemnością, ubawiłam się przednio i naprawdę zrelaksowałam, choć przy tym solidnie zgłodniałam, gdyż powieść obfituje zarówno w literackie, jak i kulinarne smaczki.
(...)
Całość recenzji:

http://zycieipasje.net/2019/05/20/poczytaj-mi-na-ucho-sledztwo-od-kuchni-czyli-klasyczna-powiesc-kryminalna-o-wdowie-zakonnicy-i-psie-z-kulinarnym-podtekstem-karolina-morawiecka-recenzja-audiobooka/

#audiobook
#Trójka E-pik ( kwiecień)


środa, 1 maja 2019

"Jak działa pamięć?"

Ostatnio dość często u mnie gości literatura popularnonaukowa. Oto kolejna ciekawa pozycja.

http://zycieipasje.net/2019/05/01/jak-dziala-pamiec-hilde-ostby-i-ylva-ostby-recenzja/

Przy okazji  ta lektura przydała się do kwietniowej Trójki E-pik, w której obowiązywały następujące kategorie:
Dodaj napis
  • ciało w roli głównej (książka z częścią ciała w tytule)
  • książka z motywem sztuki
  • "Dom, mój dom", czyli książka z "domowym" hasłem w tytule

    Troszkę "naciągnięte", bo "pamięć" jako taką częścią ciała nie jest, ale powiązania są ;-)

czwartek, 11 kwietnia 2019

"Książka o wodzie" A. Kardaś

Wkrótce Wielkanoc, a co za tym idzie, Lany Poniedziałek, czyli inaczej śmigus-dyngus. Dawniej, zwłaszcza na wsiach, oblewano się sowicie wiadrami wody, współcześnie kulturalni ludzie ograniczają się do symbolicznego popryskania wodną mgiełką, czasem zdarzy się szklanka zimnej wody na głowę. Choć tradycję trzeba szanować i  w miarę możliwości kultywować, to może by tak dla odmiany w tym roku w drugi dzień świąt uszło nam na sucho? Tym, którzy będą mogli wtedy delektować się spokojną lekturą, proponuję… Książkę o wodzie. Tak, tak, właśnie o wodzie, który to temat jest rozległy jak ocean, nurtujący i wart zgłębienia. Wcale nie trzeba mieć naukowego zacięcia, wystarczy zwykła ciekawość świata, by sięgnąć po publikację Aleksandry Kardaś, wydaną przez MG.

Zapraszam do przeczytania mojej recenzji:
http://zycieipasje.net/2019/04/10/naukowe-lanie-wody-ksiazka-o-wodzie-a-kardas-recenzja/http://zycieipasje.net/2019/04/10/naukowe-lanie-wody-ksiazka-o-wodzie-a-kardas-recenzja/

wtorek, 2 kwietnia 2019

"Marzenia szyte na miarę" K. Wilczyńska

Notatka ;-)
Drugi tom cyklu "Stacja Jagodno"
Książkę przeczytałam w ramach lutowej Trójki E-pik, kategoria: regionalne klimaty
(fabuła osadzona jest bowiem na ziemi świętokrzyskiej, w Kielcach i okolicach / choć Borowa i Jagodno są fikcyjne, ale krajobrazy prawdziwe/,wspomniane autentyczne zdarzenia z czasów wojny, wspomniane inne nazwy lokalnych miast)

Pierwszy tom, czyli "Zaplatana miłość" spodobał mi  się, toteż chciałam kontynuować czytanie tej serii. Nie od razu jednak było mi to dane. Tak się złożyło, że wygrałam czwarty tom, potem dostałam drugi, po jakimś czasie dokupiłam trzeci - by czytać po kolei. Zawsze jednak było coś pilniejszego, a "Jagodno" odkładałam,  w międzyczasie ukazały się kolejne części, bodajże jest ich już 8 albo 9...
Mam tylko 4 i raczej na tych poprzestanę.

"Marzenia szyte na miarę" wydały mi się dość przeciętne.
Tamara wraz z córką nadal pomagają babci Róży, która po wyjściu ze szpitala, choć jest w niezłej formie,  potrzebuje pomocy w codziennych obowiązkach. Na szczęście jako gosposia trafiła się pani Zofia, która nie dość, że świetnie gotuje, piecze i szyje, to zarobione pieniądze bardzo jej się przydadzą. Starsza pani całe życie, dom, czas i rentę poświęciła rodzinie, niestety, córka i zięć, a nawet wnuki nie doceniają tego, traktując babcię jak darmową służbę, a także poniżają. Tamara zapewnia jej finanse ( i zbyt dla słodkich wypieków), Róża dach nad głową i serdeczne towarzystwo. Kobieta "buntuje się", nie chce wracać do córki, przecież ma swoje życie, swoje marzenia... nawet te małe.
Marysia podczas spacerów po lesie natrafia na zapuszczony dworek i jego dziwaczne mieszkanki - staruszki hrabianki. Pomaga im, choć musi robić to tak, by nie urazić ich dumy.
Łukasz nadal tajemniczy, wkurzony. Spięcia między nim a Tamarą. do Tamary zaś startuje gajowy, czy tam leśniczy, jak mu tam było... Bartek?
Relacje Tamary z matką nadal nie najlepsze, ale wyjaśnia się w końcu tajemnica Ewy, jej związki z Jagodnem i Różą. Tylko szkoda, że ta historia, zahaczająca o wojenne czasy, została potraktowana po macoszemu, krótko opowiedziana, wręcz streszczona, a mógł to być naprawdę dobry, ciekawy wątek, zwłaszcza, że związany także z lokalną historią dot. Kielc.
Historia pani Zofii - bardzo stereotypowa (poświęcająca się matka, zły zięć, pazerna zastraszona córka, niewdzięczne wnuki.. itp). Tytułowa metafora  wiąże się z krawiectwem i tego szycia mi zdecydowanie zabrakło, skoro tak świetnie szyła bohaterka, a tu na pierwszy plan wysunęły się jej babeczki, hurtem zamawiane przez paniusie z Kielc.
Dodatkowo drażniła mnie jedna rzecz. Otóż  wnuczka Zofii mówiła o sobie np. "Nikola chce pić", nie sądzę, aby pięcioletnie dziecko nadal mówiło o sobie w trzeciej osobie, w ogóle powinno być bardziej rozgarnięte. No, chyba, że się autorce pomyliło, w jakim wieku w końcu ma być ta postać:/
Plus - Wielkanoc  ten czas pojawia się w powieściach, tu mowa o przygotowaniach, planowaniu potraw, zakupów, krótko jednak ujęte.

Czytało się w sumie szybko i przyjemnie, ale szału nie było i choć nadal nurtuje mnie  postać Łukasza, to nie bardzo mam ochotę sięgać po kolejne tomy.







wtorek, 26 lutego 2019

"Ja, z Bajkowa" Ewa Radomska

Czytam, słucham, sporo do opisania czeka, tymczasem podrzucam link do mojej recenzji uroczej książeczki  Ewy Radomskiej "Ja, z Bajkowa"
http://zycieipasje.net/2019/02/20/ja-z-bajkowa-ewa-radomska-recenzja/

(...)
Pogoda ducha, radość życia, umiłowanie przyrody, otwartość na świat i ludzi, życzliwość, serdeczność emanują z kart tej książki. Można przy niej solidnie naładować baterie, niezależnie od wieku. Szczególnie jednak polecam ją osobom starszym, samotnym, które czują się nieco zepchnięte na margines, lękają się podejmować nowe wyzwania, spełniać marzenia.
W jesieni życia też można czuć wiosnę! Trzeba tylko się odważyć, wykonać pierwszy krok, odnaleźć samego siebie, rozwinąć pasję. Życie, gdy ma się “…dziesiąt lat” na karku, no, może niekoniecznie “się zaczyna”, ale z pewnością się rozkręca. (...)

środa, 13 lutego 2019

"No, Asiu" M. Krajniewska

Dziś premiera!
 Ja już miałam przyjemność przeczytać ;-)
 Na recenzję zapraszam tutaj:
http://zycieipasje.net/2019/02/13/no-asiu-marika-krajniewska-recenzja-premierowa/

 Przy okazji, jako że motywy uczuciowe były, a jakże (nie tylko romantyczne,  były także "gadżety" hmmm 'walentynkowe' ;-)), podłączam tę lekturę do lutowego wyzwania Trójka E-pik


regionalne klimaty
walentynkowe motywy 
 zimowy tytuł

wtorek, 29 stycznia 2019

"Straszyć nie jest łatwo" M. Pałasz


  Wydawnictwo BIS, nowe wydanie z 2015 r, nominowana w 2004 roku do nagrody IBBY
ilustracje: Jolanta Marcolla

"Pełna humoru i zaskakujących zwrotów akcji opowieść o sympatycznych duchach zamieszkujących opuszczony od stu lat dworek. W domostwie są też wilkołak, wampir, nimfa błotna – brak tylko ludzi i straszyć nie ma kogo. Kiedy więc pojawia się ekipa remontowa, a w ślad za nią nowi właściciele dworku – dość zwariowana rodzinka z dwunastoletnim Kacprem - nieco podupadłe i zaniedbane zjawy nie posiadają się z radości, że znów będą miały zajęcie. Tymczasem w kontakcie z nowymi mieszkańcami i światem pełnym nieznanych urządzeń okazują się zaskakująco nieporadne i zagubione. Obawiają się wręcz, że straciły swe magiczne moce, bo nowi mieszkańcy nie zwracają uwagi na ich stare, wypróbowane sztuczki i w ogóle się nie boją."

źródło opisu: http://www.wydawnictwobis.com.pl/
Krótko ode mnie:
-  książka dla dzieci
- sympatyczna, dość zabawna opowieść, jednak niezbyt nas ujęła (było rodzinne czytanie na dobranoc) i nie wzbudziła większego entuzjazmu w (prawie)ośmiolatce,;
-
takie literackie "Haloween " na wesoło, nic strasznego
- "
duch też człowiek" ;-) "ludzkie" przedstawienie zjaw ( babcia Dusia, dziadek Zjawomir, Szurek...,) plus zwariowana  rodzinka, 12-letni Kacper
- przypomniała mi się animowany serial  o przyjaznym duszku Kacprze ;-) ("Casper" ?)
 
- ilustracje nieprzekonujące
- zdecydowanie wolę Marcina Pałasza serię o psie Elfie, jego książki "Dasz radę, Marcelko", czy "Szczęśliwi liczą czas..."


książkę przeczytałam w ramach styczniowej Trójki e-pik
książka o górach
książka z duchami (w tytule lub w wątku)
komedia kryminalna


piątek, 25 stycznia 2019

"Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście" D. Kortko, M. Pietraszewski

Wyd. Agora 2016


Z materiałów wydawnictwa:
"Ten portret legendarnego himalaisty to coś więcej niż rzecz o determinacji i górach. To zapierająca dech opowieść o granicach ryzyka, które bywają granicami człowieczeństwa.
 „Logicznie rzecz biorąc, nie powinienem z tobą jechać, bo wszyscy ludzie koło ciebie giną” – powiedział Jerzemu Kukuczce w oczy jeden z kolegów alpinistów. Upiorne fatum czy faktycznie był odpowiedzialny za śmierć, która niemal zawsze podczas jego wypraw zbierała żniwo? Czy skoro już komuś nie możesz pomóc, bo odpadł od ściany lub umarł na obrzęk płuc, nie powinieneś już wchodzić na szczyt, po wielu miesiącach przygotowań będący w zasięgu ręki, spełniając swe marzenia?

Jak to się stało, że niewysoki, małomówny chłopak ze Śląska, elektromonter po szkole zawodowej, stał się „wielki”? Autorzy, dysponując ogromnym materiałem – pamiętnikarskimi zapiskami Kukuczki i jego książkami, rozmowami z żoną Cecylią, wywiadami z członkami wypraw, w jakich Kukuczka uczestniczył itd. – stworzyli fascynujący portret człowieka uparcie dążącego do celu, pełnego sprzeczności i zdającego sobie sprawę, że wszystkiego i wszystkich nie da się w życiu pogodzić, od młodości naznaczonego czyhającą w pobliżu śmiercią."


Krótko ode mnie:
  • Bardzo ciekawa, fascynująca opowieść o niepokornym, zdeterminowanym, nadzwyczaj silnym, ambitnym człowieku, który nie oszukał przeznaczenia
  • O trudach wspinaczek, warunkach zimowych,  o  kłopotach z wyposażeniem wysokogórskim w Polsce w tamtych czasach. 
  • śmiertelny haracz gór (ofiary wypraw) , ślady w psychice
  • Podziw i złość ( wiele osiągnął, zbyt wiele poświęcił, za przeproszeniem "głupio" zginął, chyba ambicje przeważyły nad rozsądkiem, żal osieroconej rodziny, 
  • Cecylia/Celina Kukuczka - bohaterka codzienności, złota kobieta, nigdy nie stanęła na przeszkodzie pasji męża)
  • Obiektywizm autorów, brak oceniania, rzetelne informacje,
  • dużo cytowanych wypowiedzi, zdjęć, bogata bibliografia
  • odwrócona chronologia - najpierw o tym, jak zginął, potem opowieść o jego życiu
  • przystępny język
  • Czyta się jednym tchem

książkę przeczytałam w ramach styczniowej Trójki e-pik
książka o górach
książka z duchami (w tytule lub w wątku)
komedia kryminalna

"Spisek scenarzystów" W. Nerkowski

Czwarta Strona 2017
"Kryminalna komedia na najwyższym poziomie!" - taki napis widnieje z tyłu okładki. W tym przypadku  to nie tylko hasło reklamowe, ale  szczera prawda. 
"Spisek scenarzystów" to komedia kryminalna z prawdziwego zdarzenia.Świetne pióro i przymrużone oko - gwarancją sukcesu.

Dawno tak dobrze się nie bawiłam, od razu nabrałam apetytu na kolejne tomy. Czytało się świetnie, także za sprawą krótkich, nieprzegadanych rozdziałów, zgrabnie skonstruowanych scen, znakomitych dialogów.
Wszelkie odmiany komizmu  były obecne (sytuacyjny, słowny, charakterologiczny). Nic nie wydało mi się sztuczne, czy głupawe ( jak niestety w niektórych ponoć rewelacyjnych "komediach kryminalnych"bywa...). Wiem, że nie wszystkich "Spisek..." bawi, trudno.

Intryga  kryminalna okazała się mocno intrygująca, takiego obrotu sprawy nie przewidziałam. Akcja ciekawa, trzymała w napięciu, aż chciałam przekartkować i sprawdzić, kto w końcu z podejrzanych jest winny.... Powstrzymałam się jednak i wraz z sympatycznymi detektywami-amatorami (choć nie takimi znowuż laikami, bo jako scenarzyści serialu kryminalnego, znają się, można by rzec -na "robocie") śledziłam kolejne perypetie bohaterów. Jeśli producentka Paloma nie popełniła samobójstwa, to kto ją "sprzątnął" i upozorował inną wersję wydarzeń z listem pożegnalnym włącznie? Kto z ekipy serialu miał motyw? Komu na czym i na kim zależało?  Która hipoteza okaże się słuszna?
Właśnie, tu śledztwo prowadzą scenarzyści, rodzeństwo Sylwia i Kuba Leśniewscy, para oryginałów, których  nie sposób nie polubić. Mają swoje wady i zalety, marzenia, słabości, problemy, nie są idealni, są prawdziwi, nieprzerysowani. Ich bratersko-siostrzane relacje są niezwykłe, a dialogi- palce lizać!
Autor osadził fabułę w środowisku filmowym, odsłaniając nieco kulisów produkcji seriali, z humorem, ale nie karykaturalnie przedstawiając sylwetki postaci. Zabrał czytelników nie tylko do mieszczącej się w stolicy hali zdjęciowej i na jej zaplecze, ale i na malowniczą wyspę Reunion. To były naprawdę sensacyjne wakacje dla inteligentnych i błyskotliwych Leśniewskich i aktora Artura.
Spotkałam się z zarzutem, że opisane wydarzenia są nierealne, ale zaraz, zaraz, przecież to komedia, rozrywka, na tym cała rzecz polega.  Gdyby wszyściutko musiało być realne, to nie byłoby z tego powieści. Policja zamknęłaby sprawę, a scenarzyści pisaliby dalej swoje odcinki, marząc o wysokiej oglądalności i Oskarach.

"Spisek..." okazał się książką piętrową, czy warstwową, jak kto woli - Wojciech Nerkowski jest scenarzystą ("Singielka", "BrzydUla", "Na Wspólnej")  i  napisał powieść o scenarzystach piszących serial kryminalny oraz prowadzących prywatne śledztwo, którzy swoje perypetie postanawiają potem przekuć w... scenariusz filmu. Ze "Spisku..." chyba też byłby niezły film.

Za wątek "językowy" i tę nienachalną edukację należą się autorowi dodatkowe punkty.

" - Mi też nie. I co z tego?
- Mnie też nie - poprawił ją - No naprawdę, chociaż na pogrzebie mogłabyś uszanować regułę poprawnej polszczyzny, którą od dwóch lat nieboszczka wbijała nam do głowy. Na początku zdania wyłącznie długie formy zaimków, dzięki ci, Palomo, za te perły wiedzy" ( s. 93/94)
Jeśli macie ochotę na fajną komedię i jesteście ciekawi, dlaczego scenarzystów nazywają pieczarkami - polecam tę książkę.
Natomiast jeśli ktoś po przeczytaniu "Spisku..."  powie, czy napisze "mi się nie podobało" czy "mi się podobało", to Paloma będzie go straszyć po nocach;-)


Książka przeczytana w ramach zabawy/wyzwania Trójka E-pik
książka o górach
książka z duchami (w tytule lub w wątku)
komedia kryminalna

czwartek, 24 stycznia 2019

"Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt" E. Sieradzińska

Marginesy 2018

To jeszcze zeszłoroczna lektura, ale pozostając w temacie przeczytałam też "Kukuczkę" ( notka wkrótce) i uśmiechnęłam się do pani Zosi o "Polskich himalaistów".  Będę chciała też kiedyś przeczytać "Czapkinsa".
Tymczasem podaję link do mojej recenzji "Wandy....":

http://zycieipasje.net/2019/01/02/wanda-rutkiewicz-jeszcze-tylko-jeden-szczyt-e-sieradzinska-recenzja/

piątek, 18 stycznia 2019

Posta(wz)nowienie ;-)

Dzień dobry wieczór,
wracam z blogowego pół-niebytu, niby czasem wrzucałam link do stron, gdzie publikowałam recenzje, ale ogólnie moja blogowa aktywność była mizerna.
Naszło mnie jednak na powrót. Sardegna reaktywowała Trójkę E-pik, to mnie też w pewnym stopniu zmobilizowało.
Postaram się pisać chociaż krótkie wzmianki nie tylko książkowe.
Co u mnie?
Jako mama pierwszoklasistki (która bardzo rozkręciła się czytelniczo) i dwudziestomiesięczniczki mam co robić, ale i na lekturę czas się znajdzie. Przyznam jednak, że w 2018 roku tego słynnego progu "52" książek nie przekroczyłam, wielu nie dokończyłam, a nawet niektóre biblioteczne nieprzeczytane ( o zgrozo! ;-) ) oddałam. Na blogu spis niezaktualizowany. I tak nie jestem pewna, czy zapisywałam w zeszycie wszystko.
Rewelacyjnych książek zbyt wiele nie było, w sumie chyba nic nie okazało się takim bezapelacyjnym "number one". Za to na pewno mam mocnego kandydata na najsłabszą książkę przeczytaną w 2018 r , a mianowicie - "Planetę Singli" ( film całkiem fajny, po co książka na jego podstawie i to taka słaba..., lepiej obejrzeć w tym przypadku).
Bardzo przypadł mi do gustu cykl "Kobiety nieidealne"M. Kawki i M. Hayles, za mną tomy "Magda" i "Iza", nie zawiodła też M. Kordel ("Serce w skowronkach"). W zupełnie innym klimacie, ale równie satysfakconującą lekturą okazała się "Rutka" Z. Białasa i "Manaraga" Sorokina.
Odkryciem roku zaś uznałam... Findusa!
To kot, bohater serii książek dla dzieci Svena Nordqvista. Świetne opowiastki i rewelacyjne ilustracje. Przeczytałyśmy dwie części ("Tort urodzinowy", "Findus się wyprowadza").
Acha, zaczęłam słuchać audiobooków. Różnie z nimi bywa, ogólnie moje o nich wypowiedzi ukazują się w cyklu "Poczytaj mi na ucho" (http://zycieipasje.net/). Obecnie  "męczę" "Hashtag".

Tymczasem! ;-)




Moja lista blogów