piątek, 29 czerwca 2012

Czerwiec się kończy, w książki obfity

 W bieżącym miesiącu przybyły do mnie:

1. Dobre maniery w przedwojennej Polsce - egzemplarz recenzyjny od Księgarni MATRAS;
2.-7 Książki nabyte w ramach bonu wygranego w Wetlbild.pl, tytułów nie wypisuję;
8. Mistrz- od Wydawnictwa Otwarte (prezent za subskrybcję newslettera);
9. Eseje Orwella - zakup własny, antykwaryczno-allegrowy, tanio a tomik cenny;
10. Casting... - prywatna wymiana;
11. Jestem Czeczenem - z biblioteki;
12. Rozmówki... - zakup własny, ze sklepu w kropki;
13.-15.Trzy tomy dzieł Słowackiego ( w tym "Listy do matki") - przygarnięte poprzez gratyzchaty.pl

W czytaniu są "Czeczen", Orwell, Mistrz, nadal Colette( no masz ci los, nie idzie mi to), tomik Mansfield, w najbliższych planach "Agent" oraz  recenzyjne "Dobre maniery...".
Nie obiecuję, że o wszystkich napiszę, chyba że hurtem i króciutko.
Tymczasem poczęstujcie się, proszę:

środa, 27 czerwca 2012

"Melancholii, czyli poszukiwanie ciemnego świata"

Ostatnio wieczorami, a raczej już nocą, podczytywałam pewien utwór w formie e-booka. Miałam właściwie odłożyć czytanie go na późniejszy termin, ale nieopatrznie otworzyłam plik i....wsiąkłam.  Efekt był taki, że potem bałam się  poruszać po mieszkaniu, a nawet odwrócić, bo wydawało mi  się, że ktoś mnie obserwuje...Ze stron książki wieje bowiem grozą i tajemnicą. Ciekawe tylko, czy nie zwieje czytelnik nieprzepadający za paranormalnymi, mrocznymi i dziwnymi historiami, a taką właśnie zaserwował nam Andrzej Paczkowski, z którym wywiad można przeczytać tutaj.

Bohater, a zarazem narrator, Tomasz wskutek traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa obsesyjnie lęka się śmierci, nie chce się pogodzić z przemijaniem i pragnie zachować wieczną młodość. Odcina się od rówieśników, ucieka w świat książek. Na własne życzenie staje się odludkiem, jedyna silna relacja wiąże go z matką, która go samotnie wychowywała. Od pewnego czasu nęka chłopca dziwny sen, a na jawie prześladuje go tajemnicza postać. Tomek postanawia poznać to, co niezbadane, odkryć tajemnice niedostępne zwykłym śmiertelnikom. Fascynują go demony, rozpoczyna poszukiwania wampira. Jeszcze nie wie, że dostał się w krąg działania pewnych mocy. W swych poszukiwaniach młodzieniec udaje się do Krakowa, gdzie wuj mnich umożliwia mu dostęp do klasztornej biblioteki skrytej w podziemiach. Przypadkiem ujrzany portret naprowadza Tomka na pewien trop związany z założycielem zakonu, Montelupim. I tu dopiero zaczyna się dziać... Dziwne, niewytłumaczalne zdarzenia, pełne grozy chwile, mrożące krew w żyłach sytuacje. Pojawia się wątek cygański, alternatywna wersja stworzenia świata, zbrodnia, motyw wędrówki poza życiem oraz metafizyka, nadprzyrodzone, trudne do pojęcia postaci. Jest też miłość, dojrzewanie, poszukiwanie własnej tożsamości, wtajemniczenie, czyli tematy z kręgu  tzw.literatury inicjacyjnej. Realizm splata się z fantastyką,  a ukazany świat jest  mimo wszystko dość ciemny, tak jak to zaznaczone w podtytule.

Mam trudny orzech do zgryzienia, albowiem ciężko mi się odnaleźć w tematyce zaproponowanej przez A. Paczkowskiego. O ile cała "demonologia", włącznie z wampirami, jest mi obca, to postać głównego bohatera dosyć mnie zainteresowała, choć nie uwolniłam się też od irytacji w odniesieniu do jego postawy (gardzenie innymi, alienacja, wywyższanie się). Fabuła, przyznam, ciekawa. Wspomnienia dotyczące dzieciństwa i obsesji śmierci wydają mi się najbardziej zajmujące. Zwróciłam także uwagę na cytaty stanowiące motto utworu (Myśliwski, Cioran).

Powieść "Melancholii, czyli poszukiwanie ciemnego świata" czytałam w wersji przed korektą, zatem powinnam spuścić zasłonę milczenia na pewne kwestie. Powiem tylko, że korekta jest konieczna, bo tekst zgrzyta, a autor nie powinien skazywać czytelnika na zgrzytanie zębami.  

Pozwolę sobie przy okazji na  dygresję. W moim wyobrażeniu osoba pisząca, pretendująca do wydawania swoich utworów, cyzeluje każde zdanie, waży słowa, dopieszcza i wygładza tekst, szlifując go jak jubiler drogie kamienie. Czyta po raz wtóry, a nawet po wielokroć kolejne akapity niwelując nierówności i tropiąc chochliki. Zdaję sobie sprawę, że w roztargnieniu, przez pomyłkę, przez nieuwagę, czy jeszcze z innych przyczyn, mogą spod pióra (klawiatury) wyjść różne "kwiatki", jednak  zadaniem autora, który winien być dla siebie najsurowszym sędzią, jest poprawienie tekstu. Owszem, korektor zadba o ortografię, interpunkcję i gramatykę, ale czy ma prawo ingerować w słownictwo? Czy ma prawo zmieniać słowa i zwroty użyte przez twórcę danego dzieła? Zastanawia mnie ta kwestia. Czasem bowiem mam wrażenie, że piszący nie czytają tego, co napisali. Gdy bowiem  czytam, że "z wieży kościoła Mariackiego rozległ się hymn" to już wiem, iż ta książka u mnie nie zajmie "poczytnego miejsca na półce".

wtorek, 26 czerwca 2012

Spacer "Drogą do Różan"

B. Ziembicka, Droga do Różan, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2012, s. 416.

Powieść Bogny Ziembickiej trafiła do mnie jako nagroda w konkursie, w którym nie było z góry wiadomo o jakie książki toczy się gra. Była to więc dla mnie radosna niespodzianka, miałam bowiem chrapkę na tę publikację odkąd pojawiły się pierwsze recenzje, zresztą intuicja mówiła mi, że to coś akurat dla mnie. Nie zawiodłam się.

 Tytułowe Różany to (fikcyjna) podkrakowska miejscowość, gdzie mieści się urokliwy dworek zaadaptowany na pensjonat - niestety, mimo cudownej atmosfery, pysznej kuchni i własnego zaplecza ogrodniczego, nie prosperuje on najlepiej. Dochody z uprawy warzyw i kwiatów nie wystarczają na utrzymanie, długi rosną. Zosia, pasjonatka kwiatów, z wykształcenia i zamiłowania ogrodniczka - jedna z głównych person opowieści - urabia sobie ręce po łokcie, a jej ojciec, Stanisław Borucki - właściciel posesji - żyje mrzonkami, "bawi się w dziedzica" i myśli, że wszystko się ułoży. Główny wierzyciel Krzysztof, w którym po uszy zadurzona jest Zosieńka, w interesach nie uznaje sentymentów. Koniec końców państwo Boruccy wraz ze staruszką nianią Zuzanną (jej historia prowadzona od czasów przedwojennych opowiedziana w retrospekcji to mocny atut powieści) przyszło spakować manatki i przenieść się do Krakowa. Przykro było opuszczać ukochane miejsce, ale nowe lokum to nowe wyzwania... zwłaszcza dla Zosi. Na szczęście zawsze może liczyć na przyjaciół - rudowłosego Eryka, malarza (nie da się ukryć- wpatrzonego w nią jak w obraz) i Mariannę, temperamentną "wiedźmę", z którą można konie kraść. Perypetie bohaterów - nie tylko miłosne - wciągają niczym jedzenie truskawek czy czekoladek,  posmakowawszy -sięgamy po następną i odwracamy kolejną kartkę....

Autorka zabrała nas nie tylko do Różan, ale i zafundowała  wycieczki nad morze i w góry, jedną nogą byliśmy też w Monachium, w Indiach, Izraelu, a szykuje się w planach Japonia... (podróże bohaterów). Największą - przynajmniej dla mnie - frajdą było wędrowanie po Krakowie. Miło czytać ze świadomością, że wie się, gdzie dokładnie toczy się akcja i jeździło się tym samym tramwajem. A gdy wspomniany został "Pierwszy Lokal Na Stolarskiej Na Lewo Idąc Od Małego Rynku" - byłam już "wniebowzięta". Ot, sentyment...

Bohaterów nie sposób nie polubić, choć niektórzy mogą w pewnych sytuacjach irytować, ale ogólnie trzeba przyznać, że są barwni, prawdziwi, różnorodni. Dialogi skrzą się humorem, zwłaszcza cięty język Marianny zasługuje na uwagę. Charakterna z niej kobitka. Bawią skecze w wykonaniu Eryka. Nie myślcie jednak, że cały czas jest wesoło, są też smutne i  tragiczne wydarzenia, losy Zuzanny i jej bliskich wyjątkowo poruszają, a i wspomnianej Marianny życie nie rozpieszczało.

Opowieść jest niezwykle malownicza, urocza i pobudzająca zmysły. Pełno w niej kwiatów, zapachów, barw i smaków. Nie trzeba znać się na botanice, by podziwiać roślinne aranżacje skomponowane przez Zosię, ani być znawcą kulinarnym, by docenić kunszt kuchenny Zuzanny, czy dzieła Marianny. Na samo wspomnienie tortu orzechowego z masą prowansalską (pierwszy raz o takiej słyszę) cieknie mi ślinka i nie zdziwiłabym się, gdyby rzesze czytelniczek pod wpływem lektury wzbogaciło swe ogródki o wymieniane tam gatunki róż, tulipanów i innych roślin.
Naprawdę dawno nie czytałam tak "kwiecistej" powieści i nie mam tu wcale na myśli kwiecistego stylu (bo przesadnego szafowania epitetami tu nie ma), ale zgrabne wykorzystanie motywów kwiatowych. Autorka, każąc bohaterom grać w skojarzenia, przemyciła wiele ciekawostek na temat róż. Mam tylko małą uwagę - wierszyk "Nie rusz, Andziu, tego kwiatka..." wyszedł spod pióra S. Jachowicza, nie Słowackiego. Chyba że Krzysztof żartował, ale jeśli tak, to nie zostało to niestety sprostowane. Tym sposobem wiele osób mniej zorientowanych w temacie może zostać wpuszczonych w maliny (skoro już się trzymamy botanicznego słownictwa ;-))

Książę wydało Otwarte w serii Dla Ciebie. Romans. Owszem, to jest romans obyczajowy, z naciskiem na obyczajowy, więc i zdeklarowani przeciwnicy "harlekinów" mogą spokojnie sięgnąć po"Różany". Powieść ozdabiają ryciny kwiatów, bardzo dobrze wpasowujące się w całość. Jedyny mankament pięknej okładki to nadrukowana cena, co prawda niewysoka, ale jakoś nie pasuje mi tutaj, z tyłu to co innego.

 Cieszę się, że wkrótce ukaże się kolejny tom  pióra Bogny Ziembickiej, bo wprost MUSZĘ dowiedzieć się, jak potoczą się dalej losy Zosi, Krzysztofa, Eryka, Marianny i innych.... Z radością powrócę do Różan, a i Was serdecznie zapraszam.



czwartek, 21 czerwca 2012

Morelowe reportaże, czyli Turcja okiem Witolda Szabłowskiego

W. Szabłowski, Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010, s. 208.
Już w trakcie czytania nasunęła mi się taka oto refleksja: jeżdżą ludzie do tych tureckich kurortów, wylegują się na hotelowych plażach, moczą cielska w basenach tudzież morzu, wcinają kebaby, a tak naprawdę to o Turcji wiedzą tyle, co i nic, najwyżej ile napisano w ulotce biura podróży, czy w przewodniku. Zbiór reportaży młodego dziennikarza Witolda Szabłowskiego (ur. 1980 r.) otwiera nam oczy, prezentuje kraj odarty z fikcji, a raczej taki, jakiego nie znamy, pokazany rzetelnie w aspekcie historycznym i społecznym, poprzez sylwetki znanych postaci i zwykłych ludzi, poprzez wydarzenia znane z gazet i codzienne życie.

Książkę mogę określić jako historię współczesną Turcji w pigułce, opowiada bowiem o reformach, przemianach politycznych i społecznych, o tureckiej obyczajowości, mentalności i honorze. Na jej kartach spotkać można m.in. Ataturka ("Ojca Turków"), Nazima Hikmeta (poetę o polskich korzeniach i powiązaniach), czy zamachowca Alego Agcę. Nie brakuje też takich osób jak była prostytutka kandydująca do parlamentu, sprzedawcy obuwia ("Bajbajbusz" - pamiętne zdarzenie rzutu butem w prezydenta USA), czy czyścicieli plaż z trupów nielegalnych imigrantów.

 Na okładce widnieją słowa Jacka Hugo-Badera: "To książka o tym, jak niewygodnie jest stać w rozkroku. Nie jest to jednak poradnik fitnessowy, jeno porywająca opowieść o życiu pomiędzy dwoma nieprzystającymi światami". Tak, Turcja to właśnie taki kraj w rozkroku, między Wschodem a Zachodem, Europą i Azją, islamem a laickością, tradycją a nowoczesnością, konserwatyzmem a postępem. Kraj kontrastów i dwuznaczności, niejednolity, niepokorny, odmienny kulturowo od naszego, a jednak nie tak do końca daleki. W każdym razie wart poznania.

Ciekawa treść, aktualna i ważna problematyka oraz  żywy, przystępny język sprawiają, że książkę czyta się wartko i z ogromnym zainteresowaniem. W reportażach Szabłowskiego widać nie tylko dziennikarską dociekliwość i ciekawość świata, ale także ludzką sympatię i szacunek dla drugiego człowieka. Turcja -  pełna morelowych sadów i minaretów ojczyzna noblisty Orhana Pamuka zyskała wartościowy portret, o którym powinien pamiętać nie tylko turysta wybierający się tam na wakacje, ale każdy czytelnik poszukujący zajmującej i poszerzającej horyzonty lektury.



wtorek, 19 czerwca 2012

W niebieskiej filiżance...

Zapraszam na muzyczną kawę:

Coś w stylu Fogga, nieprawdaż? Taka kawa bardzo mi smakuje!

***
Z powodu upałów wypowiedzi o książkach na razie nie będzie. Nie chce mi się pisać. Czytanie nie idzie, gazetę co najwyżej. Zaczęta "Klaudyna..." nuży. Przytargałam z biblioteki dziś dwie nowe zdobycze, te akurat mnie nęcą, bo i coś z Czarnego i coś z półki eseje....A ogólnie dobrze się dzieje. Wytańczyłam się na weselu za wszystkie czasy. Wesoło było, nie ma co.


czwartek, 14 czerwca 2012

Wychylam z nory łeb...(plus foto!)

Uwaga świeżo malowany! Mroźny kasztan widniało na opakowaniu, a wyszedł baaardzo ciemny kolor, prawie czarny.
Zdjęcie dodaję na życzenie Inviernity, bo prosiła, a wiecie, myszy i te sprawy...;-)
Jestem, żyję, tylko niezwykle mało mnie w blogosferze i necie ogólnie. Oglądam meczyki (tak, tak, ja, mąż niespecjalnie się pasjonuje), zajęć domowych i sprawunków na mieście  nie brakuje, przygotowania do rodzinnej imprezy trwają,  tak że czasu mało.
Mały kibic z książką w tle ;-)
 
Oczywiście czytam, nie samym Euro człowiek żyje ;-) Skończyłam "W świetle reflektorów"Roberts i pochłonęłam "Zabójcę z miasta moreli, reportaże Szabłowskiego. Teraz  napoczęłam "Klaudynę w szkole" Colette.
Chyba już opadła mi gorączka czytania i pisania na akord, odszukuję na powrót swoje ścieżki i niespiesznie a radośnie sobie czytam, notując niewiele. Wypracowań już nie będzie. Dłuższe i skrupulatniejsze recenzje tylko w wyjątkowych wypadkach.
Jakby ktoś miał ochotę poczytać Prusa... Wyzwanie jest szerokopasmowe, każdy może się przyłączyć w dowolnym zakresie.
Zapraszamy!


poniedziałek, 4 czerwca 2012

Spal żółte kalendarze, ale nie "Białe zeszyty"!

Źródło okładki: Wydawnictwo W.A.B.
Białe zeszyty. Białe kartki. Tabula rasa. To od nas zależy, czym zapiszemy strony naszego życia.

W nocie na okładce zamieszczono informację, że  "książka Soni Raduńskiej jest lirycznym wyznaniem i literacką autoterapią."
Z zapisków wyłania się portret kobiety uwikłanej w skrypty z dzieciństwa i uczuciowe zawirowania, zagubionej, walczącej z nałogiem palenia papierosów. Portret kobiety dojrzałej, ale też ciągle dojrzewającej, szukającej siebie na nowo. Po śmierci męża bohaterka buduje nowy związek, ale okazuje się on dziwny, trudny, skomplikowany (toksyczny?), raczej pod znakiem przyjaźni (Paweł, zwany Zorbą). Na nowo "odczytuje" też swoje dorastające dzieci i ich problemy (Noemi - uczucia, niejedzenie; Jacek - ulega poparzeniu w pożarze na koncercie). W kręgu jej doświadczeń są tęsknota, samotność, smutek, cierpienie, pragnienie bliskości, poczucie bycia manipulowanym, emocjonalne zyski i straty, przyjaźń, miłość, wolność, osobność, radość życia, harmonia, samoakceptacja.
Notatki obejmują głównie rok 1994 i 95, choć rozpiętość czasowa to 1989-2002. Obok wpisów dotyczących emocji i stanów psychicznych są odniesienia do rzeczywistości, wrażenia i cytaty z lektur (np."Kobieta zawiedziona" Simone de Beauvoir, "Śmiertelni nieśmiertelni" Ken Wilber), obejrzanych filmów (np. Kieślowskiego), odnotowanie wysłuchanej muzyki, haiku.
Całość to piękna lekcja na temat radości i smutków życia, własnego rozwoju, poszukiwania harmonii własnego wnętrza i świata, godzenia się z przemijaniem i samotnością.
Autorka jest psychologiem, publikowała w "Zwierciadle".
Książka życiowa, bardzo osobista, emocjonalna. Dla wrażliwego, empatycznego odbiorcy.
Raczej nie polecam czytania podczas chandry.



S. Raduńska, Białe zeszyty, W.A B 2005 (wyd. II)
(wyd. I 1997)

Inne książki tej autorki:
  •  Kartki z białego zeszytu,
  •  Solo

piątek, 1 czerwca 2012

"Poczytaj mi, mamo" - dla dzieci małych i dużych!

Źródło zdjęcia: Nasza Księgarnia
Nawet nie marzyłam, że moje ulubione książeczki z dzieciństwa zostaną zeskanowane strona po stronie łącznie z okładkami i pięknie wydane -  na kredowym papierze, w twardej oprawie. Wydawnictwo Nasza Księgarnia sprawiło mi nie lada niespodziankę. Odkąd ukazała się "Księga pierwsza" (ciemnoniebieska) wiedziałam, że obowiązkowo zasili nasze zbiory, potem dołączyła "Księga druga" (zielona), teraz czekamy na kolejne (mam nadzieję, że rychło pojawi się trzecia - może czerwona?). 

"Poczytaj mi, mamo" kupiłam nie tylko dla Elwirki, ale i (może nawet bardziej) dla siebie. Z radością i sentymentem odkrywałam zawartość tomów znajdując tam znane nieomal na pamięć teksty (np. "Daktyle", "Niebieska dziewczynka", "Trzymaj się, Kamil" czy "Chcę mieć przyjaciela"), te nieco zapomniane, ale odświeżone (np. "Zarozumiała łyżeczka"), oraz takie, z którymi miałam przyjemność zetknąć się po raz pierwszy ( to te z wydań z lat 70-tych, np. "Mój piękny, złoty koń"). Miło było powrócić do tych utworów, spotkać się z postaciami, poszerzyć znajomość klasyki literatury dziecięcej. Każda księga zawiera reprint dziecięciu "bajek". Wśród autorów m.in. Danuta Wawiłow, Wanda Chotomska, Joanna Papuzińska, Sławomir Grabowski i Marek Nejman (tak, tak kot Filemon też zagościł w tym wydaniu), Helena Bechlerowa, Julian Tuwim oraz Małgorzata Musierowicz. Na końcu każdego tomu znajdują się krótkie biogramy literatów, a także, co ciekawe, ilustratorów. Wśród ich zacnego grona m.in. Wanda Orlińska, Zbigniew Rychlicki, Edward Lutczyn. 

Wspaniała lektura dla całej rodziny! Jedni powspominają, drudzy - poznają. Kolejne pokolenia mają możliwość wychować się na wartościowych utworach w dodatku elegancko wydanych.

Wszystkim Dzieciom 
- małym i dużym -
- w Dniu Dziecka i nie tylko -  
życzę uśmiechu od ucha do ucha
 oraz półek uginających się od pięknych książek
 których wspomnienia będą wracać po latach 
jak bumerang...
Do życzeń dedykuję Wam piosenkę:

 


Moja lista blogów