czwartek, 28 kwietnia 2022

“Smutek i rozkosz” Meg Mason

 W sumie to powieść na jedno popołudnie, napisana lekkim piórem, wciągająca, wzruszająca, emocjonalna, jednocześnie smutna i zabawna. Spędziłam nad nią jednak z przyczyn losowych dość dużo czasu i bardzo przywiązałam się do głównej bohaterki – to specyficzna osóbka o trudnym charakterze i skomplikowanej sytuacji życiowej. Trzymałam za nią kciuki.

 

                                                        Wydawnictwo Znak Literanova

 

Trzecia z kolei, ale pierwsza wydana na polskim rynku, powieść pochodzącej z Nowej Zelandii dziennikarki Meg Mason zebrała sporo pochwał. Polecają ją m.in. Ann Patchett, Gillian Anderson, Karolina Sulej. Czy jednak nie na wyrost?
“To jest opowieść o Marcie. Ale mogłaby być o każdym z nas” – głosi okładkowy blurb. Po lekturze mogę stwierdzić, że może nie tak do końca “o każdym”, ale o wielu, wielu z nas. Zresztą, nie tylko w Marcie możemy się przeglądać. A nuż znajdziemy podobieństwo do innych postaci albo zobaczymy sceny bliskie tym z naszego życia? Niewykluczone, wręcz bardzo prawdopodobne. I wcale nie trzeba aż tak bardzo przekrzywiać zwierciadła.

Smutek i rozkosz to napisana w pierwszej osobie historia życia Marthy Russel-Friel, z którą zawsze było “coś nie tak”: taka “dziwna”, trudna,  nadwrażliwa,  niemiła,płaczliwa, miała napady lęku, wycofania, emocjonalnej niestabilności. Leczyła się. Długo jednak trwało, zanim została prawidłowo zdiagnozowana. Rodzina, swoją drogą nieco ekscentryczna i oczywiście nieidealna, traktowała ją dość pobłażliwie. Nie układało jej się najlepiej. Pierwsze małżeństwo okazało się niewypałem. Drugie – choć małżonek wydawał się ideałem, nie obyło się bez problemów. Po imprezie z okazji 40. urodzin, Martha i Patrick rozstali się, ale sprawa nie jest przesądzona – czy dwoje ludzi, którzy zrujnowali sobie życie, może być razem? Czy w końcu będą żyć “normalnie”?

Oprócz głównego wątku Marthy cierpiącej na nienazwaną formalnie (ukrytą pod dwoma myślnikami) chorobę, mamy szereg ciekawych postaci. Oto troskliwy ojciec będący niespełnionym poetą,  oderwana od rzeczywistości i nie stroniąca od alkoholu matka rzeźbiarka, siostra Ingrid – “Matka Polka” i mistrzyni ciętych uwag, organizująca rodzinne święta ciotka Winsome, borykający się z nałogiem kuzyn Nicolas, bon vivant Jonathan,  czy uroczy pan Peregrine, który obdarzył Marthę szczerą przyjaźnią i pomocą. Każde z nich inaczej podchodzi do “problemu Marthy” i ma swój istotny udział w całej historii. Ogólnie wszystkie postaci są specyficzne, ale sympatyczne, no może z wyjątkiem Jonathana, którego Ingrid określiła w dosadny sposób.

To opowieść o rodzinie, miłości i chorobie psychicznej, a także o doświadczaniu i niedoświadczaniu macierzyństwa. O skomplikowanych relacjach, manipulacjach, pułapkach wzajemnego traktowania się. O niedopasowaniu. O tym, jak trudno jest funkcjonować zarówno osobie chorej jak i jej bliskim. O szufladkach i stereotypach. O skutkach niewłaściwej i właściwej diagnozy. O tym, jak łatwo jest uciec w wygodny stan bierności i jak ważna jest szczerość.  O skrywanych pragnieniach spychanych  przez sztuczne poczucie konieczności.

Mamy też motyw autotematyczny – bohaterka spisała swoje przejścia w dzienniku, zdaniem Patricka “wyszła z tego całkiem niezła historia”, którą ktoś powinien sfilmować”. Tak się składa, że  na podstawie “Smutku i rozkoszy” ma powstać film. Chętnie bym go obejrzała, choć mam wiele obaw. To spore wyzwanie dla twórców, by oddać to, co w tej powieści najważniejsze i nie zgubić jej słodko-gorzkiej nuty.

Autorka obdarzyła Marthę inteligencją, poczuciem humoru, dystansem do siebie, a także odwagą do bycia inną, bowiem nie wszystkie zachowania można zrzucić na karb choroby. Martha opowiada w zabawny sposób o tym, co wcale wesołe nie jest, lecz chyba niezbędny jest taki “wentyl bezpieczeństwa”, by  do końca nie dać się wszechogarniającej beznadziei.
Dla mnie ta postać  jest w pewnym stopniu skrzyżowaniem Bridget Jones z Amelią ze słynnego francuskiego filmu.  To nie jest jednak wierne podobieństwo, raczej przywołanie “ducha” tych postaci i ogólnego klimatu. Podzielam również zdanie, że to powieść odpowiednia dla fanów twórczości Sarah Rooney. Zdecydowanie coś w tym jest!

Atutami powieści są niewątpliwie ironia i humor w angielskim stylu. Bez nich ciężko byłoby “strawić” przypadek bohaterki i cała historia wiele by straciła. Umiejętnie balansując między powagą a śmiechem, udało się Meg Mason wyjść poza ramy komedii romantycznej i powieści psychologicznej oraz zapewnić czytelnikom doskonałą rozrywkę z mądrym przesłaniem. To świetne “czytadło”  w dobrym tego słowa znaczeniu, takie z “wyższej półki”. Niby lekkie, a swój ładunek ma. Niesie nadzieję.

Dodatkowo  chciałabym pochwalić okładkę za wyrazisty minimalizm i kolorystykę.
Z przyjemnością przeczytałabym inne powieści Meg Mason, tymczasem polecam  “Smutek i rozkosz” Waszej uwadze. Mam nadzieję, że zachwyci Was podobnie jak mnie.

 http://zycieipasje.net/2022/04/szpieg-w-ksiegarni-smutek-i-rozkosz-meg-mason-recenzja-premierowa/

1 komentarz:

  1. Brzmi bardzo zachęcająco, zwłaszcza, że książka trafiła na krótką listę Women Prize. :)

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów