poniedziałek, 17 października 2022

"Fall in love" Marika Krajniewska

 


Po książki Mariki Krajniewskiej sięgam w ciemno, niezależnie od gatunku.  Poznałam jej twórczość w różnych odsłonach i wiem, że autorka znakomicie radzi sobie zarówno w poważnej psychologicznej prozie jak i tej lżejszego kalibru. Nie popada w schematy i dba o to, by fabuła niosła mądry przekaz. Potrafi zaskoczyć czytelnika. Tak też było tym razem, bo “Fall in love” nie jest, jak się okazuje, typowym romansem. To urocza opowieść o poszukiwaniu siebie, o uważności, dopuszczaniu do głosu własnych potrzeb i dokonywaniu wyborów, docenianiu “tu i teraz”. O miłości też, ale jakby… na dalszym planie. Dodajmy do tego motyw Halloween i słodkie wypieki, na które pod czas lektury aż leci ślinka, i mamy idealną powieść na jesień.

 

 

Kolorowe liście, lśniące kasztany, rumiane jabłuszka, pękate dynie, grzybobranie,  złota pogoda, a w domu ciepłe kocyki, kubki z aromatyczną herbatą, szarlotka z cynamonem…. A także deszcze niespokojne, kalosze, parasole, wichury, ciemne chmury, poranne mgły, słota, minorowe nastroje. Taka właśnie bywa jesień. Takie też jest życie, ma swoje blaski i cienie, góry i doły. Brzmi banalnie, ale po prostu tak jest.
Nie inaczej w życiu głównych bohaterów: Jagody i Adama, których historię poznajemy stopniowo i na przemian, czekając na rozwój wydarzeń. Przyglądamy im się z uwagą, wyczekiwaniem, nadzieją…

Ona –  pracuje w teatrze lalek, ukrywając za kukiełkami swoją osobowość; przygotowuje spektakl oparty na irlandzkiej legendzie o tym, skąd się wzięły dyniowe lampiony.
W życiu prywatnym też jest aktorką, robiąc dobrą minę do złej gry w toksycznym związku. Niewątpliwie jest zagubiona, ma niskie poczucie wartości, nie dopuszcza do siebie emocji.
On  – tajemniczy, chyba wreszcie odnalazł swoje miejsce na ziemi,  otworzył wymarzoną piekarnię, chce karmić ludzi radością; jego wypieki nie mają sobie równych. Odkąd zobaczył kobietę w czerwonej czapce podjął pewne wyzwanie.
Ścieżki tych dwojga krzyżują się. Co z tego wyniknie? Jaką rolę odegrają wypiekane z sercem ciasta?

Zbyt wiele nie chcę opowiadać o fabule, by nie odbierać nikomu przyjemności samodzielnego odkrywania kart.
Natomiast muszę poświęcić słowo postaciom drugoplanowym, ale niezwykle ważnym. Prym wiodą stara Iwaszkiewicz i Mariaszka – sąsiadki i pomocnice Adama, które go motywują, popychają do działania, między sobą prowadzą dowcipne, cięte dialogi. Trzeba przyznać, że autorka stworzyła wspaniałe kreacje starszych pań. Czyżby duchowe koleżanki Marysi i Gieni z “No, Asiu!”?
Im dłużej się zastanawiam, tym bardziej jestem przekonana, że to te seniorki ożywiły, ubarwiły i skradły tę opowieść  i na pewno wiele osób chętnie przeczytałoby kolejne części o ich perypetiach.
Na szczególną uwagę zasługuje też Zosia  – rezolutna, mądra siedmiolatka, rozumiejąca więcej niż się wydaje. Dziewczynka znajduje się jakby między młotem a kowadłem, wspierając żonę swojego ojca.

Tłem opowieści, a w sumie również bohaterem, jest tu Toruń. Słynące z Kopernika i pierników miasto ukazane zostało z wielką sympatią, jako ciekawe, przyjazne,  niezwykle klimatyczne, dobre miejsce. Wiem, że Marika Krajniewska zna to miasto nie tylko z wycieczek.  Da się to odczuć, że  jest jej naprawdę bliskie. Podejrzewam, że również z autopsji zna te wszystkie tak sugestywnie, zmysłowo opisane bułeczki, serniki, pączki, napoleonki, bezy i inne przysmaki z powieściowej cukierni. Podczas lektury rośnie apetyt na te słodkości. Motyw słodkich wypieków jest kluczowy dla fabuły, ale równie ważny i  pięknie ukazany został motyw Halloween. Współcześnie wiążemy go przeważnie z amerykańską kulturą, ale jego korzenie tkwią gdzie indziej. Istotny jest także topos teatru. Tytuł  powieści odnosi się nie tylko do pragnień bohaterów, ale przede wszystkim to nazwa sztuki przygotowanej przez Jagodę. Zresztą, uważny czytelnik znajdzie  wiele odniesień.

W tej książce doskonale został oddany klimat jesieni, bo nie bez powodu Fall in love to powieść jesienna. Wbrew napisowi na okładce nie taka znów słodka, nie pikantna lecz raczej korzenna, piernikowa, z lekką goryczką. Zgrzytająca i nieoczywista, jak beza z marakują, ale pozostawiająca poczucie zadowolenia z poznanego połączenia smaków. Nie wszystkim przypadnie do gustu.
To nie jest typowy romans, gdzie między bohaterami iskrzy, a po perypetiach, nieporozumieniach mamy spodziewany happy end. Właściwie to takie “preludium romansu”, otworzenie drzwi, za którymi kryją się szanse i nowe możliwości. Nie spodziewajcie się namiętnych scen i nagłych zwrotów akcji. To spokojna, refleksyjna, nieoczywista, pięknie opowiedziana, dość smutna, ale pełna ciepła i nadziei, romantyczna powieść, w której obecne są też wspomnienia Adama z dzieciństwa i rozważania Jagody o jej rodzinnych relacjach.

Najnowsza powieść Mariki Krajniewskiej na pewno znajdzie swoich zwolenników, choć niektórych może rozczarować. Jak wspomniałam, nie jest to typowy romans, może właśnie dlatego mnie akurat przypadła do gustu. Była to naprawdę przyjemna, refleksyjna lektura, swoją “jesiennością” wyróżniająca się na tle wydawanych w ostatnim kwartale roku powieści zimowo-świątecznych.
Chętnie zobaczyłabym Fall in love na wielkim ekranie. Mam już swoje typy do obsadzenia głównych ról. Byłaby to taka “jesienna walentynka” z mądrym przesłaniem. Tylko w czasie projekcji konieczna byłyby degustacje tych wszystkich smakołyków, które pojawiałaby się na ekranie.

polecam nie tylko na jesień,
Agnieszka Grabowska

materiał chroniony prawami autorskimi

PRZECZYTAJ TAKŻE: recenzje innych powieści Mariki Krajniewskiej /klik/ oraz / wywiad /


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów