niedziela, 14 kwietnia 2024

"Drabina" Eugenia Kuzniecowa


 

"Drabina" Eugenia Kuzniecowa

Pierwsze skojarzenia z drabiną to wspinanie się, hierarchia, awans społeczny, kariera, dążenie do osiągnięcia celów, pokonywanie trudności,  a w znaczeniu dosłownym: narzędzie do wejścia wyżej, droga ewakuacji/ucieczki...
Okazuje się, że tytuł został dobrany idealnie, bo wszystkie te odniesienia pasują jak ulał do treści najnowszej książki Eugenii Kuzniecowej, której debiut "Nim dojrzeją maliny" został dobrze przyjęty, a mnie osobiście - zachwycił. Tym razem  mój czytelniczy zachwyt ustąpił miejsca zadowoleniu, bo "Drabina", choć, owszem, podobała mi się, to zanadto mnie nie oczarowała.

Wydawało mi się, że będzie to lektura, którą pochłania się jednym tchem, a jednak spędziłam nad nią sporo czasu, z lekką irytacją, ale także z sympatią kibicując bohaterom.  Zupełnie nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, kiedy coś zacznie się dziać, w którą stronę to wszystko ma zmierzać.
Z pewnością nie ma co liczyć na wartką akcję, czy pogłębioną analizę psychologiczną postaci, tu kluczową rolę odgrywa atmosfera - gęsta, pełna niepokoju, niepewności,  tęsknoty, wyczekiwania i nadziei.

Odnalazłam tu klimat czeskich komediodramatów w reżyserii Petera Zelenki, w których występuje  galeria nietuzinkowych, mających swoje "dziwactwa" postaci, a humor miesza się ze smutkiem i goryczą. Czytając, "widziałam" niektóre sceny i według mnie aż się prosi, by zekranizować "Drabinę", choć pewnie dla niektórych lekka, komediowa opowieść o wojnie i uchodźcach byłaby nie do przyjęcia.

Po wybuchu wojny na Ukrainie do mieszkającego w Hiszpanii, nieśmiałego, introwertycznego Tolika przyjeżdża niemal cała jego familia: matka, cioteczna babka - była artystka estradowa, wuj na wózku inwalidzkim, siostra z koleżanką, a do kompletu dwie kotki ( teściowa z synową!) i pies.
Rodzina trwa w takim zawieszeniu, z niepokojem śledzi wiadomości z ojczyzny, rozmyśla nad stanem swoich opuszczonych mieszkań i ogrodów, tęskni za utraconym.  Wszyscy mają poczucie tymczasowości. Odskoczni szukają w codzienności - gotowaniu, sadzeniu pomidorów ( w fontannie!), chodzeniu na targ po owoce, grze na flipperze, majsterkowaniu. Można odnieść wrażenie, że nikt nie czuje się sobą, wszystko jest na opak, pojawiają się np. dylematy czy  masz prawo tęsknić za psem podczas gdy giną ludzie? Czy w obecnych okolicznościach jest miejsce na randki, uczucia?
Niedawno zakupiony, wymarzony dom (póki co pełen pozostałych po poprzedniej właścicielce rzeźb, aniołków, jezusków i gobelinów) jest obszerny, ale szybko staje się "ciasny", bowiem Tolik czuje się osaczony, zaczyna się ukrywać w swoim pokoju, wchodzi do niego po drabinie, aby tylko uniknąć pytań i uwag rodziny. Nic dziwnego, bo ciągle go strofują, zwłaszcza matka: o pracę w nocy,  picie kawy,  o bieganie, o kolor koszuli... Traktują go jak nastolatka, a nie dorosłego mężczyznę.
Do tego Tola czuje wyrzuty sumienia, bo nie idzie walczyć na front. Ma jednak świadomość, że pracując jak dotąd ( jest programistą) może wspomóc Ukrainę finansowo oraz zapewnić schronienie i byt rodzinie. Z tym, że na dłuższą metę przebywanie z nią  jest uciążliwe.
W jego firmie zostaje zorganizowana huczna impreza charytatywna, potem pojawia się kwestia na co przeznaczyć zebrane środki. Pada pomysł, by część przekazać... Rosjanom, sprzeciwiającym się dyktaturze, ale nie spotyka się  to z powszechną aprobatą. 
W końcu pojawia się opcja powrotu do kraju. Zaczynają się przygotowania, nieporozumienia, perypetie... Finał zaskakuje nie tylko Tolika.

"Drabina" to opowieść o emigracji - zarobkowej i wojennej;  o wojnie z perspektywy uchodźców i obcokrajowców; o różnych punktach widzenia na tę samą sprawę; o poczuciu presji, lęku, tęsknocie, o skomplikowanych relacjach rodzinnych; o zaradności i bezradności.
Kuzniecowa opowiedziała o trudnej tematyce w lekki sposób, ale wcale jej tym nie umniejszyła. Dużo w powieści czarnego humoru, śmiechu przez łzy oraz zwykłej codzienności.  Postaci wykreowane przez autorkę budzą sympatię i choć ich działania nie zawsze wydają się racjonalne, to nie sposób im nie kibicować i nie życzyć powodzenia. Na szczególną uwagę zasługuje pięknie podkreślony wątek zwierząt - ewakuowanych z Ukrainy i otoczonych opieką.


Nie jest to powieść, którą uznałabym za wybitną i szczególnie ważną, ale doceniam jej humor, lekkość, koloryt i w ogóle pomysł na podjęcie trudnych tematów z nieco innej perspektywy. 
Bardzo podoba  mi się okładka, pasująca do treści, od razu wprowadzająca w upalny hiszpański klimat. Żałuję niestety, że tekstowi nie poświęcono należytej uwagi, bowiem znalazłam kilka literówek, a w niektórych momentach coś "zgrzytało" stylistycznie. Te drobne mankamenty nie przesłoniły jednak przyjemności z lektury. Z chęcią będę śledzić twórczość Eugenii Kuzniecowej, bowiem ciekawi mnie, co ta pisarka jeszcze wymyśli, w którą stronę - tematycznie i gatunkowo - podąży.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów