poniedziałek, 13 lipca 2015

"Sklep w Paryżu" Maxim Huerta

Miałam ochotę na uroczą powieść w stylu "Sklepu rzeczy zapomnianych. Vintage" toteż zdecydowałam się na "Sklep w Paryżu", choć okładka, a dokładnie jej kolorystyka niezbyt mi się podobała. Dopiero podczas czytania zauważyłam, że przy lekkim półmroku (np. gdy czytamy przy lampce nocnej) widniejące na okładce mankiety sukni i listy związane wstążką delikatnie świecą, emanują "blaskiem", co wywołuje dziwne wrażenie. Od razu chce się rozsupłać kokardę i rozsypać fotografie, by poznać uwiecznionych na nich ludzi i ich losy....

Maxim Huerta Hernandez (ur. 1971 r.) zajmuje się dziennikarstwem, jest członkiem hiszpańskiej Akademii Nauk i Sztuk Telewizyjnych. Jego powieści: "Que se la ultima vez...", "El susurro de la caracola" (przy okazji apeluję o wydanie ich także u nas) oraz "Un tienda en Paris" (2012) odniosły sukces, ciesząc się uznaniem krytyków i czytelników. Na polskim rynku  całkiem niedawno pojawiła się ta ostatnia, w przekładzie Agaty Ostrowskiej.

To bardzo "kobieca" powieść napisana przez młodego mężczyznę, historia niemal prawdziwa, doprawiona  nutką realizmu magicznego. Niby podejmująca maglowany w kółko motyw "zaczynania od nowa", "zmian w życiu", "poszukiwania swojego miejsca na ziemi" to jednak ma w sobie "coś" i  urzeka klimatem.
Opisywany sklepik przy Rue Pont Louis-Philippe 10 istnieje naprawdę, a obok fikcyjnych postaci pojawiają się znane osoby świata sztuki i mody, takie jak Coco Chanel i Modigliani.
Autor przedstawia nam dwa plany: współczesny i  historyczny, z Madrytu naszych czasów zabiera nas w lata 20. XX w. do Paryża...

Bohaterką jest Teresa Espinosa, która po śmierci rodziców wychowywana była przez despotyczną, zasadniczą ciotkę. W dorosłym życiu kobieta też czuje się stłamszona, nie potrafi cieszyć się życiem, jest ostrożna, zachowawcza. Uczęszcza na lekcje malarstwa, ale nudzi ją szkicowanie, twierdzi, ze "potrzebuje kolorów". To dotyczy jednak nie tylko jej prac, ale i życia.  Staruszek malarz  uczy ją, że należy być cierpliwym, na kolor przyjdzie czas, wówczas gdy nauczymy się patrzeć. Więcej dostrzegać. Motywuje ją do działania.

Pewnego razu Teresa dość przypadkowo nabywa w antykwariacie stary szyld francuskiego sklepiku z tkaninami. I tu opowieść  rozkręca się... Zaczynają się dziać dziwne rzeczy w mieszkaniu np. sama włącza się wieża i akurat to francuska piosenka "La question" Francoise Hardy.  W głowie Teresy zaczyna kiełkować pewien pomysł... No i stało się. Pojechała do Paryża, kupiła sklepik - tak, tak, ten sam, którego szyld sprawił jej tyle zaskoczeń. W piwnicy lokalu znalazła zdjęcia - akty...
Ruszyła zatem śladami Alice Humbert, takie było jej przeznaczenie. Do czego doprowadziło? Nie wyjawię.

Drugi tor opowieści to dzieje Alice, dziewczyny  wywodzącej się z ubogiej rodziny, która została modelką i muzą paryskiej bohemy. Można rzec, że złapała Pana Boga za nogi, jednak w jej życiu było podobnie jak w baśni "Kwiat paproci". Czy była szczęśliwa? O tym przeczytajcie sami. Dość powiedzieć, że losy kobiet splatają się w sposób wcale nieoczywisty.

O ile szybko polubiłam Teresę i kibicowałam jej w rozbijaniu skorupy, to Alice nie cieszyła się moją sympatią. Szkoda mi było Erno Hassella, trzeba przyznać, że honorowy z niego gość.

Powieść Huerty to tajemnicza, zmysłowa sałatka hiszpańsko-francuska o wytrawnym smaku, łącząca dwa wątki, przyprawiona sztuką i podana z kieliszkiem wyjątkowego nastroju. Nie brakuje motywu uczuciowego, igrania z losem, symbolicznych znaków. Walizka pełna skrawków materiałów, kobaltowa sukienka, czy korek z imionami  wrzucony do rzeki - one też mają swoje znaczenie.

"Sklep w Paryżu" to klimatyczna proza, opowiadająca o spełnianiu marzeń i odczytywaniu przeznaczenia,  to wyprawa w czas zaklęty na starych fotografiach. Zajrzyjcie do sklepiku...

Ciekawostką jest zamieszczona na końcu bibliografia, co przecież nie często się zdarza w przypadku powieści obyczajowych. Tam znajdziemy literaturę, która na pewno przydała się autorowi w kreowaniu jego świata powieściowego, a może też zaciekawić czytelników,
m in.:
"Paris Between the Wars. Art, Style and Glamour in the Crazy Years"
"Le temps Chanel"
"Brzuch Paryża" Emil Zola

A na deser - okładka oryginału.Ta podoba mi się znacznie bardziej.


2 komentarze:

  1. Wydaje się taką lekką i przyjemną lekturą. Zapisuję sobie :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, przyjemna, lekka, ale nie taka "ulotna" ;-)

      Usuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów