sobota, 23 kwietnia 2016

Nie zmienił się tylko.... BŁĄD!!!

Dawno żadna książka tak mnie nie zirytowała jak wydana w serii "Z babeczką" powieść "Nie zmienił  się tylko blond" Agaty Przybyłek.
Wokół tej powieści roztoczono aurę przezabawnej komedii, zachwycano się nią, wychwalano pod niebiosa. Sięgnęłam po nią  wtedy, gdy potrzebowałam lektury lekkiej, wesołej, poprawiającej humor. Niestety, zamiast się ubawić, tylko się zdenerwowałam (pierwotny wstęp niniejszego posta był nawet niecenzuralny)  i rozczarowałam.
Dlaczego?


Okładka książki Nie zmienił się tylko blondNie mam nic przeciwko prostym, przewidywalnym fabułom zwieńczonym happy endem. Takie też są potrzebne i potrafią niejednej czytelniczce dostarczyć endorfin. Zatem schematyczność powieści Przybyłek zostawiam w spokoju, choć nie mogę się nie powstrzymać od westchnięcia: "ileż można..." Czy ktoś próbował policzyć opowieści o kobiecie, opuszczonej/zdradzonej przez męża, która wyjeżdża na wieś i rozpoczyna nowe życie (nowy dom, praca, facet)? Jest tego na pęczki, prawda? I owszem, można o tym napisać po raz n-ty, ale trzeba dodać coś, co tę opowieść ubarwi, wyróżni, sprawi, że ją zapamiętamy.  W przypadku "Nie zmienił się tylko blond", niestety, nic się nie zmieniło. Nihil novi sub sole, moi drodzy.


Są książki nad którymi śmiałam się w głos. Nie pamiętam, czy  nad tą chociaż się uśmiechnęłam. Chyba, że z politowaniem nad infantylną bohaterką. Nie chodzi tu jednak o to, czy się dobrze bawiłam, czy też  moje poczucie humoru wędruje innymi torami.Twórczość Joanny Chmielewskiej też mnie jakoś szczególnie nie bawi, ale jej powieściom pod względem jakościowym i merytorycznym nie mogę nic zarzucić. Nie muszę przecież chichotać nad każdą komedią, ale niech ona przynajmniej będzie osadzona w realiach. Z tym jednak jest krucho...

Tu jeszcze gdzie indziej jest pies pogrzebany. Otóż literacki debiut młodej autorki jest nie tylko chaotycznym zbiorem zabawnych (ponoć) scenek, ale jest najeżony błędami. Rażącymi. 
Tylko w nielicznych recenzjach/opiniach zwrócono na to uwagę, delikatnie wspominając, że znajdziemy "kilka niedociągnięć i nieścisłości". Hmmm... 

Do tej pory dochodziły mnie słuchy o książkach przeciętnych, wydanych z błędami,przy których redakcja chyba miała urlop... Teraz przekonałam się na własnej skórze, że takie istnieją, co gorsza - są promowane i wychwalane. Dobrze wiem, że jeśli wciągnie nas pasjonująca  historia, oczarują postaci, urzeknie tło to przymykamy oko na drobiazgi, czy nawet ich nie zauważamy. Natomiast, gdy całość jest typu "ujdzie w tłoku", to błędy i nieścisłości szczególnie się uwypuklają.

Przejdę może do konkretów. Oto przykład:
Strona 22: "przywitało mnie wschodzące słońce i piski wyprawianych do szkoły bliźniaków, którymi wielkodusznie zaopiekowała się Katarzyna (...)"
Strona 23: "Postanowiłam iść z nimi [psami] po bliźniaki do przedszkola (...)"

"Kłuła mnie w oczy" najbardziej jednak:
- totalna infantylność głównej bohaterki ( wyobrażacie sobie, że prawie czterdziestoletnia kobieta, matka 4 dzieci, wkrótce babcia, wraz z dawnym kolega ze szkoły robi w bambuko jego rodziców, udając, że są małżeństwem?) - to tylko kropla w morzu, ogólnie często miałam wrażenie, że dojrzalsze i bardziej odpowiedzialne od Iwony są nastoletnie Agata i Magda, dziewczyny  znacznie częściej opiekujące się bliźniakami niż mamusia
 - brak opieki lekarskiej nad ciężarną ( jednym z dokumentów niezbędnych do otrzymania  tzw. becikowego jest zaświadczenie o opiece medycznej od 10 t. c., więc powieściowa młoda mama by go nie dostała) oraz beztroska wobec przyszłości młodej rodziny
- przyjęcie do pracy jako nauczyciel w szkole właściwie "na ładne oczy" , bo nie było nikogo chętnego na zastępstwo
- odbyła się tylko jedna rozprawa rozwodowa, pod czas której nie tylko orzeczono rozwód, ale i ustalono zasady opieki nad potomstwem byłego małżeństwa (w rzeczywistości to raczej nie tak hop-siup)

Na deser cytat.  Przy tym fragmencie się mocno zjeżyłam.
"Powłócząc nogami, zeszłam do kuchni, gdzie Jaruś pakował wszystkie naczynia  do zmywarki i jak na panią domu przystało, wyręczyłam do z tego  damskiego obowiązku."
(s. 122).
Przy czym Jaruś (wielbiciele nagminnych zdrobnień będą zachwyceni) nie jest niepełnosprawnym dzieckiem, a samodzielnie mieszkającym, pedantycznym, schludnym policjantem - dodam gwoli naświetlenia sytuacji. 
Resztę zostawiam bez komentarza.

Rozczarowałam się, nie ukrywam. Dotarło do mnie bardzo wyraźnie, że niestety, niektóre wydawnictwa idą na ilość, nie na jakość, wydają rzeczy słabe, niedopracowane, opakowane w błyszczący, marketingowy papierek i opatrzone chórem "achów" i "ochów". 

Nie zgadzam się na stawianie "Nie zmienił się tylko blond" w rzędzie z  "Bridget Jones" i powieściami Katarzyny Grocholi. To zupełnie nie ta liga. Nie to doświadczenie, nie ten warsztat.  Nie ujął mnie "lekki styl" autorki, ani "zabawne sytuacje i nieoczekiwane zwroty akcji". Nudziłam się jak mops, w dodatku żadnej z postaci nie polubiłam. Odniosłam też wrażenie, że bohaterowie byli "wyciągani z kąta", gdy byli potrzebni do czegoś, niczym kukiełki, a po odegraniu scenki, porzucani. 

Atutem ma być fakt, że szybko się czyta? Dobrze, ale po co?

Wiecie, co? Znalazłam powód, dla którego cieszę się, że tę książkę przeczytałam. Otóż  w ogromie książkowego dobra i coraz to nowych tytułów, które chciałabym poznać, mam jedno nazwisko autora mniej. Bowiem po kolejne powieści Agaty Przybyłek nie sięgnę  z pewnością.




2 komentarze:

  1. Nie lubię tak schematycznych powieści i przyznam szczerze, że ciężko jest mi przekonać się do kolejnej lektury, w której główna bohaterka po nieudanych przejściach wyrusza na wieś, aby tam odnaleźć szczęście. Właśnie - ile można? A błędy i nieścisłości to coś, czego nie trawię w książkach. Za to nie narzekałabym, gdyby ktoś zatrudnił mnie w szkole czy przedszkolu ze względu na moje oczy... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja chciałabym dać autorce szansę mimo wszystko.

    Pozdrawiam ;)
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów