Olga Tokarczuk, Opowiadania bizarne, Wydawnictwo Literackie, 2019 |
"Opowiadania bizarne" są doprawdy... dziwne. Podeszłam do tej książki bez uprzedzeń i oczekiwań. Po lekturze mam mieszane uczucia.
Zdecydowanie wolę Olgę Tokarczuk w dłuższych formach i raczej mam sentyment do dawnych książek niż potrzebę czytania wszystkiego, co wyjdzie spod pióra Noblistki, którą uwielbiam za całokształt, nie tylko literacki.
Tom zawiera dziesięć opowiadań, bardzo różnorodnych (każde z innej beczki, zarówno jeśli chodzi o miejsce i czas akcji, jak i o tematykę) i - w moim odczuciu - nierównych.
Nie każde wzbudziło moje zainteresowanie, niektóre owszem, ale były też takie teksty, które "przeciekły mi przez palce" jak czas poświęcony na ich czytanie. Po prostu ich treść nie bardzo mnie obchodziła, nie porwała. Nie zostaną mi w pamięci. Teoretycznie nic im nie można zarzucić ( są dobrze, sprawnie opowiedziane) oprócz braku wywołania emocji, efektu "wow". Do tych "nijakich" w moim odczuciu zaliczam głównie "Serce" (starsze małżeństwo, w tym on po przeszczepie serca, podróżuje po Azji, szukając - sensu życia? ) i "Prawdziwą historię" ( profesor obcokrajowiec świadkiem śmierci przechodnia, oskarżony staje się ofiarą, panika ucieczki) - ich fabuła jest dość dramatyczna, ale jakby bez puenty, w sumie nie wiem sama, co dała mi ich lektura.
"Wizyta" (o takiej jakby rodzinie egonów/robotów/androidów?) oraz "Kalendarz ludzkich świąt" ( o masażyście Ilonie i dziwnym bycie zwanym Monodikosem) to typowe science-fiction, ciekawe, dość wciągające, przyznam - choć niekoniecznie gustuję w tym gatunku. Skojarzyło mi się z Lemem, ale nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w tego typu literaturze, by odnieść się szerzej. Te opowiadania mogłyby by być zalążkami niezłych powieści, podobnie jak "Góra Wszystkich Świętych" z motywem klonowania i relikwii ( to z kolei "pachniało" mi prozą K. Ishiguro). Zdecydowanie tu wszystko zostało stłumione, forma ograniczała rozwinięcie wątków.
Najbardziej podobały mi się "Przetwory" (oj, chyba już zawsze będę myśleć o gąbce w sosie pomidorowym i grzypkach przy kiszeniu ogórków) i "Szwy" (skarpetki rządzą ;-D ), może dlatego, że takie najzwyczajniejsze, ale bardzo klimatyczne, niemal jak kawałki z "Domu dziennego, domu nocnego".
Właściwie co my tu mamy... Trochę baśniowości ("Zielone Dzieci" i księżycowa kraina), trochę zwyczajności ( pełne rutyny życie owdowiałego staruszka - "Szwy"), nieco historii, filozofii, religii, techniki, s-f... Klonowanie i ekologia. Mięso hodowane w inkubatorach i sterty plastiku pozostające na cmentarzysku świętych krów. Odwieczne pytania o sens życia, istnienie cierpienia i zła. Poszukiwanie własnej tożsamości, samotność.
Kogel mogel.
W sumie trudno znaleźć coś, co łączyłoby wszystkie opowiadania. Ta tytułowa bizarność to trochę taka "naklejka", tak jak w ofertach handlowych ciągle czytamy "modna sukienka" "modny szal", "modne kalosze" - a każde innego stylu, fasonu, wzoru i koloru. Każdy tekst jest inny, dziwny na swój sposób. Albo i nie dziwny.
Szczerze, to ja tej zapowiadanej nieprzewidywalności i wzbudzanej grozy nie doświadczyłam, wytrącenia ze strefy komfortu też niespecjalnie.
Każdy ma jednak swoje własne pojęcie/poczucie dziwności, może całkiem inaczej odczytać te teksty.
Na pewno nie poleciłabym tej książki na pierwsze spotkanie z twórczością Olgi Tokarczuk i na pewno nie postawiłabym jej w gronie moich ulubionych zbiorów opowiadań. Cieszę się jednak, że miałam możliwość przeczytania tych opowiadań i wyrobienia sobie własnego zdania.
Zatęskniłam jeszcze bardziej do "Domu dziennego, domu nocnego" i czekam za zupełnie nowe książki Noblistki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)