Leopold Tyrmand to wyjątkowo barwna i ciekawa postać, taki “typ niepokorny”. Jego literacka aktywność obejmuje ponad czterdzieści lat, z czego połowa przypada na czas emigracji. Ważnym etapem w jego życiu był pobyt w Paryżu, gdzie studiował architekturę i zetknął się z kulturą jazzu. Warto przypomnieć, że potem był organizatorem słynnego Jazz Jamboree. Wojenne losy rzuciły go z Wilna do Niemiec i Skandynawii. W 1946 r wrócił do Warszawy, jego literacka droga nie była usłana różami. W “Dzienniku 1954” pisał:
“Jestem pisarzem, któremu nie wydają książek, publicystą nie drukującym artykułów, dziennikarzem nie mającym wstępu do żadnej redakcji. Nikt nie chce ode mnie scenariuszy, nie błyszczę, nie bywam, nie mam rangi, nie stoję na szczeblu. Po prostu nie ma mnie. Wszystko dlatego, że chcę w moim kraju żyć, myśleć i pracować tak, jak uważam za słuszne. Za to płacę nieprawidłowością istnienia i zakazem rozwoju”
( L. Tyrmand, Dziennik 1954, Warszawa 1989, s. 231).
Cała moja recenzja pod linkiem:
http://zycieipasje.net/2020/03/11/patronat-medialny-alfabet-tyrmanda-dariusz-pachocki/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)