piątek, 10 lutego 2023

"Nim dojrzeją maliny" Eugenia Kuzniecowa


Jestem tą powieścią zachwycona i oczarowana. Czytając, czułam się tak, jakbym wraz z bohaterkami siedziała przy stole w ogrodzie zarośniętym dzikimi jeżynami, piła z nimi herbatę na zmurszałym tarasie, siała dynie, zbierała jabłka i jeździła do miasteczka na targ po zakupy. Każdy rozdział był jak kolorowy slajd pełen smaków, zapachów i dotykowych wrażeń. Chciałam, aby ta opowieść trwała i trwała… Niestety, nic nie może przecież wiecznie trwać.

Wydawnictwo Znak, premiera: 8.02.2023

Spodziewałam się, że będzie to ładne czytadełko o siostrach, które pojechały na wieś w poszukiwaniu sensu życia, zbudowały domek, zakochały się, a może nawet odnalazły skarb przodków, czy dostały spadek – czyli taka sielska bajeczka jakich wiele. Jakże się myliłam! Okazało się, że pod fioletową okładką kryje się świetna, współczesna, niesztampowa powieść obyczajowa, w dodatku feministyczna. Napisana lekko, ale z mocnym ładunkiem emocjonalnym.


Debiutancka powieść ukraińskiej autorki to ciepła, mądra, subtelna, momentami zabawna, słodko-gorzka historia o rodzinie, domu, jabłoniowym sadzie, o ucieczkach i powrotach, o relacjach, zmianach, życiowych decyzjach, a przede wszystkim o sile kobiet.

Siostry Lilka i Mijeczka w obliczu życiowych rozterek i konieczności podjęcia trudnych decyzji (o wyjeździe do Australii jedna, a o zamążpójściu – druga) postanowiły zrobić sobie “przerwę od życia” i wyjechać na lato na wieś, do prawie stuletniej babci, do “kryjówki”. Wiadomo, że od problemów nie uciekną, ale chociaż odpoczną, spędzą czas w przyjemnym miejscu, z bliskimi osobami, “naładują baterie”. Przyjeżdża również z Indii dawno niewidziana, tajemnicza kuzynka Marta, która jest w ciąży. Zawita tam preferująca mieszkanie w mieście Marija, matka Lilki i Mijki. Do tego “babińca” dołączy jeszcze mała dziewczynka. Będą pojawiać się goście, sąsiadka, rozmaici fachowcy do prac remontowych, a w finale do stołu zasiądzie bodajże 11 osób, w tym przybysz z Japonii.

Bohaterki rozmawiają, trochę przy tym ironizując, zajmują się pracami domowymi, zakupami, remontem, opieką. Zachowują się trochę tak, jakby nie dzieliły ich na co dzień kilometry, wiek i różne charaktery. Jednoczą siły we wspólnym projekcie hodowania i fotografowania dyń, organizują naprawę drzwi, dachu i tarasu, będą ciągnąć zapałki w ważnej kwestii. Nie użalają się nad swoim losem, nie są skłonne do poświęceń w imię czegokolwiek. Potrzebują czasu, by nabrać wiatru w żagle i wybrać to, co dla nich będzie najlepsze.

Mężczyźni są tu w tle, pomagają, współpracują. Autorka nie przedstawia ich w złym świetle. Lilka przyjaźni się z byłymi mężami, odwiedzają ją w babcinym domostwie. Ustym, z którym spotyka się niezdecydowana Mija, jest nieco zbyt idealny (nawet z wyglądu – mógłby pozować rzymskim posągom). Warto jednak zauważyć, że Kuzniecowa jakby celowo przejaskrawia czasem pewne cechy, czy sytuacje, mrugając do czytelniczek i czytelników, bawiąc się literacką konwencją, bo ta piękna powieść sprytnie ubrała się w letnią sukienkę i udaje “chic lit”.

Moimi ulubienicami są babcia Teja (Teodora) i Marta. Pierwsza – z racji wieku doświadczona i mądra, nieco przekorna i bardzo wyrozumiała, kochająca, dająca wnuczkom przestrzeń i swobodę działania. Skupia jak magnes wszystkich wokół siebie. Druga – jest kobietą, która znalazła się w sytuacji, na jaką nie była gotowa – przynajmniej tak ją odebrałam. “Nie po drodze” jej z ciążą i to bliźniaczą, ucieka od związku, nie zachwycają jej noworodki, “obsługuje” je tak jakoś automatycznie, ale jestem gotowa się założyć, że ta postać będzie wspaniałą matką i najulubieńszą ciocią, która po prostu nie tapla się w lukrowanym macierzyństwie. Najmniej przekonana jestem do Mijeczki, chociaż odgrywa ona kluczową rolę w fabule, jest motorem zmian, próbuje znaleźć swoją drogę, choć momentami sama nie wie, czego ( i kogo) chce, to jednak właśnie ona wypowiada ważne zdanie: “Najgorsze więzienie to ty sama”. Tak, bo to jest także powieść o wolności i o odwadze realizowania własnych planów i marzeń. I wiecie co? Trzymam kciuki za szczęście Mijki.

Ważną rolę w tej powieści odgrywają dom i przyroda.
Stary dom babci Teodory jest rajem z dzieciństwa,  źródłem pięknych wspomnień,  schronieniem  w okresie egzystencjalnych rozterek, bezpiecznym azylem, przystanią dla życiowych rozbitków, czy – cytując tę książkę – “przytułkiem dla nieudaczników” gdzie “każdy, kto jest na skraju załamania mógł tu przeczekać kłopoty”. To miejsce rodzinnych spotkań, powrotów; siedlisko oferujące gościnę, ale wymagające napraw, remontów, nakładu pracy.
Podobnie sprawy mają się z ogrodem, rozległym, bujnym, zdziczałym, ekspansywnym oraz posadzonym przez dziadka jabłoniowym sadem, który właściwie powinno się wykarczować, posadzić nowe drzewka. Coraz trudniej korzystać z darów natury, dosięgnąć owoców z wysokich drzew, krzewy wręcz oplatają domostwo. Przyroda jednocześnie daje schronienie i pożywienie, ale może też zagrażać bezpieczeństwu. Zmiany w domu, ogrodzie i sadzie oznaczają też zmiany w życiu bohaterów

Podobał mi się klimat tej powieści, plastyczność opisów (bez obaw, nie są zbyt rozbudowane), niedopowiedzenia, jej pozorna lekkość i mądry przekaz. Doceniam to, że autorka wiele scen nakreśliła z humorem, ale też nie zabrakło gorzkich prawd i przede wszystkim życiowych sytuacji, ze smutkiem, sentymentem, tęsknotą za tym, co przeminęło.
Specjalne punkty przyznaję za chodzącego własnymi ścieżkami rudego starego kocura oraz nietypową kotkę Julę, a także za hiszpański temperament Nati i kupioną przez nią rzeźbę do ogrodu.

Przyznam, że zupełnie nie czytałam tej książki przez pryzmat wojny, ani w ogóle Ukrainy. Dla mnie była to bardzo uniwersalna historia, której fabuła mogłaby dziać się wszędzie, zwłaszcza, że świat stał przed bohaterkami otworem. Powieść była najgłośniejszą ukraińską książką 2021 roku, zdobyła wyróżnienie Europejskiej Nagrody Literackiej i mam nadzieję, że to nie koniec sukcesów autorki.

Kuzniecowa w pięknym stylu opowiedziała o rodzinie wielopokoleniowej, międzynarodowej i patchworkowej,  w której prym wiodą kobiety – silne, niezależne, odważne, będące w skomplikowanych relacjach uczuciowych, potrzebujące niekiedy “kryjówki”, “przerwy od życia” – po prostu dystansu, czasu na przemyślenie pewnych spraw i podjęcie decyzji.

Powieść “Nim dojrzeją maliny” zasługuje na uważną lekturę, dostarczy wielu emocji, otuli jak kocyk, oplącze jak gałęzie dzikich krzewów i niełatwo wypuści ze swojego świata. Polecam zarówno kobietom, jak i mężczyznom.

Recenzja została opublikowana na stronie Życie i Pasje:
http://zycieipasje.net/2023/02/nim-dojrzeja-maliny-eugenia-kuzniecowa-recenzja/

Wydawnictwo Znak
Autor: Eugenia Kuzmiecowa
Tytuł: Nim dojrzeją maliny
Tłumaczenie: Iwona Boruszkowska
Data wydania: 8.02.2023
Liczba stron: 304
ISBN: 978-83-240-6582-0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów