czwartek, 13 lutego 2014

Nie tylko na Walentynki. "Miłosne kolizje" M. Kłosińska -Moeda


Wyd. Replika 2013
 

Zastanawiałam się kiedyś, dlaczego nie mamy polskich odpowiedników opowiadań romantycznych w stylu Nory Roberts czy Diany Palmer. Przecież tego typu literatura cieszy się dużą popularnością i znakomicie sprawdza się w roli odskoczni od szarej codzienności i umilacza życia!
Po przeczytaniu dwóch książek Michaliny Kłosińskiej Moedy, śmiem twierdzić, że jej twórczość stanowi  krok w kierunku zapełnienia tej luki na rodzimym rynku wydawniczym. Autorka ma "lekkie pióro", "dobre oko" i poczucie humoru, a poza tym - świadomość "bajkowości" kreowanych przez siebie światów, dystans do tego, co pisze. Wbrew pozorom, napisać dobry romans obyczajowy, czy komedię romantyczną, to prawdziwa sztuka. Łatwo bowiem wpaść w sidła kiczu i schematu, a co za tym idzie - znudzić i zniechęcić czytelników. W tym przypadku - to nam nie grozi!

"Miłosne kolizje" to debiutancka książka Michaliny Kłosińskiej - Moedy, którą czytałam niemal równolegle z przedpremierową wersją "Kota lubi szanuje".
Powieść zaczyna się banalnie - od samochodowej stłuczki i przeproszeniowo-zapoznawczej kawy. Między Malwiną o miodowych włosach i Robertem o typowo iberyjskiej urodzie - coś zaiskrzyło. Każde z nich miało jednak swoje poukładane w pewien sposób życie. Panna Michalska była  na - niekoniecznie dobrej - drodze do ołtarza z Szymonem Brudnym vel Brudaskiem. Pan Lisowski natomiast leczył rany po nieudanym związku i poświęcał się pracy w prowadzonej w duecie z przyjacielem pracowni aranżacji wnętrz "Dobra robota" albo... wsiadał do samolotu i zmieniał warszawskie widoki na scenerię Madrytu. Ma tam bowiem całkiem sporą familię...  W ogóle to jest dość tajemniczy jegomość, ale za rolę księcia z bajki, jaką pełni w tej fabule, powinien dostać Oscara! Dobrą wróżką w tej bajce jest z kolei niepozorna ciocia Wiesia, bibliotekarka na rencie, która zajmowała się wychowywaniem siostrzenicy. Teraz nie może się powstrzymać, by nie pomóc odrobinę  przeznaczeniu... Podsyca ziarno niepewności, jakie w Malwie zasiało spotkanie z przystojniakiem.

Nie zamierzam streszczać całej historii, wspomnę tylko, że perypetie bohaterów budzą wiele emocji. Normalnie chciałoby się udusić tego  Brudnego - to taka, za przeproszeniem, miernota, która chce się urządzić cudzym kosztem, żeruje na Malwinie i manipuluje nią.  Robert wzbudza sympatię, zaiste, jest szlachetnym człowiekiem, ale też przydałoby się go kopnąć w łydkę - bywa zbyt pochopny, zbyt łatwo odpuszcza (na początku). Malwiną również należałoby potrząsnąć - tkwiła w przyzwyczajeniu, nie dopuszczając do głosu swoich marzeń i pragnień, potem -  uciekła wsiadając "do pociągu bylejakiego". Naprawdę sporo tu życiowych i emocjonalnych kolizji.

Na uwagę zasługują, oprócz wątku głównego, także metamorfoza pani Wiesławy (stara miłość nie rdzewieje, jak to mówią...), śląska gościnność rodziny Brudnych i Czystych, Muzeum Literatury Warszawskiej, "Mamowo" - wioska rodzin zastępczych, lekko"zmoherowane" sąsiadki oraz szereg innych epizodów, czy scenek.  Generalnie jest bardzo romantycznie, zabawnie, ale i poważnie, smutno- jak to w życiu. Mimo tej całej bajkowości z happy endem na czele, powieść jest mocno osadzona w realiach, zakorzeniona w tym, czego doświadczamy i obserwujemy dookoła.

"Miłosne kolizje" czyta się bardzo przyjemnie, albowiem zostały napisane z polotem i humorem. To powieść lekka, ale nie taka pusta, jak pewnie niektórzy sądzą. Można z niej wyciągnąć coś mądrego i ważnego. Co - to już sobie sami przeczytajcie.

PS. Książka już kiedyś w bibliotece przyciągnęła moje oko kolorystyką. Chociaż para na okładce zupełnie do dwójki bohaterów niepodobna- to całość oprawy bardzo ładna! Przynajmniej mnie się podoba.


4 komentarze:

  1. Niespecjalnie podobała mi się ta książka, ale może dlatego, że nie lubię schematycznych historii, na dodatek ze scenariuszem prosto z bajki. W sumie gdyby nie spora dawka humoru i mądre przesłanie, to raczej nie doczytałabym tej powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romans z założenia opiera się na schemacie, sęk w tym, żeby ten schemat fajnie zrealizować, doprawić czymś np. humorem, ciekawym tłem, czy jakimiś dodatkowymi elementami.
      Dużo w odbiorze zależy też od nastawienia czytelnika - ja przyjęłam tę bajkowość z góry, jako konwencję, i czytałam z całym dobrodziejstwem inwentarza. Dla mnie takie książki to miła rozrywka. Wiem, że nie każdy w takim typie gustuje. Tu jednak warto było doczytać, prawda ;-)

      Usuń
    2. Masz rację, romans opiera się na pewnych schemacie, czyli poznają się i... i... i żyją długo i szczęśliwie. Ale w te trzy kropki warto wstawić coś oryginalnego, coś co sprawi, że historia nie będzie trącić banałem, to właśnie cenię w tego typu literaturze. Dla mnie ta książka była do bólu przewidywalna, ale rozumiem, że może się podobać, moja siostra kocha takie historie, więc coś w tym jest :-) Zazdroszczę Ci, że potrafisz cieszyć się książką, nawet wtedy, kiedy jest przesłodzona i podkoloryzowana, ja tak nie potrafię, może dlatego, że romans to dla mnie wielkie namiętności, a w tej historii tego nie znalazłam, nawet z doczytaniem do końca ;-)

      Usuń
    3. Czasem dla równowagi lubię przeczytać banalną bajkę, zwłaszcza, gdy autor/ka ma poczucie humoru i fajnie snuje opowieść. Nie upieram się, że to jest najlepsza literatura świata, ale taka też jest potrzebna.
      Z kolei ja nie przepadam za wielkimi namiętnościami i dramatami rozdzierającymi serce, bo w takich to dopiero można przekoloryzować i napuszyć powieść do bólu. Wolę zwykłe, proste historie, komedie romantyczne. Oczywiście istotna też jest dawka i częstotliwość.

      Usuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów