środa, 20 marca 2013

Buszujący zrzęda


Kiedy ktoś napotka kogoś
kto buszuje w zbożu
Kiedy kto całuje kogoś
czy ktoś płakać ma?

Kiedy kto napotka kogoś
kto buszuje w polu
Kiedy kto całuje kogoś
czy świat wiedzieć ma?

(Robert Burns)
(tłum. Maria Skibniewska)
Zgodnie z zasadą głoszącą, że "książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać" (J. Pilch) całkowicie zapomniałam i ponownie teraz przeczytałam słynnego "Buszującego w zbożu" J. D. Salingera.
Zaczęłam nawet powątpiewać, czy ja to naprawdę niegdyś czytałam, czy mi się tylko wydawało...bo oprócz nazwiska głównego bohatera i ogólników( że młody, zbuntowany, szwendał się po Nowym Jorku, symbol pokolenia...) nie pamiętałam dosłownie nic, nic mi się nie kojarzyło. W sumie tym lepiej, bo nie miałam wrażenia totalnej powtórki ( nie miałam wrażenia "deja lu").
Kilka refleksji.
Przy Holdenie Caufieldzie smerf Maruda wydaje się być gościem kipiącym radością życia. Salingerowski nastolatek  ciągle czegoś nienawidzi, nie cierpi, nie znosi, nie lubi, nie przepada... (Na przykład kina, chorych ludzi, tandetnych walizek, słów "szanowny" oraz "cudownie"). Nawet jego siostra to zauważa i go tak podsumowuje "Nie lubisz żadnej szkoły. Nie lubisz miliona rzeczy. Nic nie lubisz." (. s 153)
Wieczny malkontent. Momentami jego opowieść staje się irytująca.
Mierzi go głupota, zakłamanie, obłuda, fałsz. Nic dziwnego. Sam jednak jest niezłym łgarzem, do czego się przyznaje. Ciągle zmyśla, przybiera fałszywe nazwiska, kłamie, a przy tym chyba go to bawi. Nie robi w sumie nic, żeby się przeciwstawić temu, co go drażni, oprócz krytykowania i oślego uporu w nieuctwie objawiającego się wyrzuceniem już z czwartej szkoły.
Nie nazwałabym go buntownikiem bez powodu, ani z wyboru, tylko buntownikiem bez sensu.
Holden jest chłopcem wrażliwym, inteligentnym, obdarzonym bogatą wyobraźnią, zdolnym ( z angielskiego miał świetne oceny). Dużo czyta. Idealista, marzyciel, trochę dziwak. Potrafi  dostrzec wiele rzeczy, które nie zawsze są oczywiste. Może tchórzliwy, ale honorowy.
Chciałby być "strażnikiem w zbożu" - kimś, kto pilnuje, by dzieci bawiące się w łanie żyta nie spadły z pobliskiego urwiska. Ta metafora zaczerpnięta poniekąd z wiersza R. Burnsa pokazuje, że chłopak w gruncie rzeczy jest szlachetny, pragnie chronić innych przed złem, bronić niewinnych przed zgubą. Może chodzi tu o wchodzenie w dorosły świat? Albo o pragnienie pozostania dzieckiem?
 Był bardzo zżyty z rodzeństwem. Podziwia starszego brata D. B.- pisarza, choć ma mu za złe, że "zaprzedał się Hollywood" pisząc scenariusze filmowe. Ogromnie przeżył śmierć młodszego brata Alika, którego uważał za nadzwyczajne dziecko (Alik często powraca we wspomnieniach). Wyjątkowo bliska jest mu siostrzyczka Phoebe - to z nią chce się spotkać przed planowaną ucieczką " w świat", kupuje jej wymarzoną płytę, podarowuje ulubioną czapkę. Sam czuje się nieudacznikiem, tym najgorszym. 
Ma niskie poczucie własnej wartości. Czuje się zagubiony, samotny, nierozumiany. Potrzebuje pomocy, ale nadrabia miną, źle ukierunkowując swój "wewnętrzny krzyk". 
Być może jego opowieść to wstęp do terapii u psychologa.

Łatwo skrytykować Caufielda, ale trudniej dociec, dlaczego był taki, jaki był i dlaczego tak się zachowywał....

 "Buszującego w zbożu" otacza nimb kultowości, ale ta aureola chyba już coraz bardziej blednie. Powieść (wyd. 1951) była ostro piętnowana, cenzurowana, wywoływała skandale i ogromne zainteresowanie. O jej recepcji można znaleźć sporo interesujących materiałów. Dziś jej treść już tak nie szokuje, ale nie umieściłabym "Buszującego..." w kanonie lektur szkolnych.
 
Na koniec coś ładnego, książkowego:
"Czytam mnóstwo klasyków, jak na przykład: „Powrót na rodzinną glebę” i tym podobne, dość chętnie; czytam dużo książek o wojnie, a także sensacyjne powieści, lubię je, ale nie wzruszają mnie zanadto. Dopiero wtedy wiem, że mnie książka naprawdę zachwyciła, jeżeli po przeczytaniu myślę o jej autorze, że chciałbym z nim się przyjaźnić i móc po prostu telefonować do niego, ile razy przyjdzie mi ochota. Ale takich pisarzy nie ma wielu. Do tego Isaka Dinesena mógłbym zatelefonować, owszem. Do Ringa Lardnera też, ale D.B. powiedział mi, że on już umarł. Są jednak takie książki, jak na przykład: „W niewoli uczuć” Somerseta Maughama. Czytałem to zeszłego lata. Dobre, nie ma co mówić, ale nie miałbym ochoty telefonować do Somerseta Maughama. Sam nie wiem, dlaczego. Po prostu nie jest to typ, z którym chce się pogadać przez telefon. Już raczej zadzwoniłbym do starego Thomasa Hardy. Lubię Eustację Vye."
(s. 21) 

Jeśli ktoś tropi ślady książek w książkach, to H. C. czytał "W afrykańskim buszu" Isaaka Dinesena (wcisnęli mu ją w bibliotece, bał się, że to będą nudy, ale "książka okazała się dobra"), a jego najulubieńszym autorem (oprócz jego brata) był Ring Lardner.
Osobiście pierwsze słyszę to drugie nazwisko.

 J. D. Salinger, Buszujący w zbożu, przeł. M. Skibniewska, wyd. ISKRY 1988

Książkę przeczytałam w ramach marcowej Trójki E-pik (wybrany tytuł z listy BBC)

4 komentarze:

  1. Książkę przeczytałam już jakiś czas temu, ale zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Koniecznie muszę ją sobie odświeżyć:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś czytałam "Milość przez małe "m", i a propos tropów ksiażek, bohater zachwycał się książką greckiego pisarza...właśnie patrzę, ale wyniosłam ten wynalazek na strych, bo odpaliłam allegro i zakupiłam za całą złotówkę, więc tytułu z pamięci nie podam. Boszzzzzz, ale się męczyłam. Ale przeczytałam, bo niegrube. ..... Tak mi się skojarzyło. PS Ty kobieto nie czytaj powieści z lat mlodości i o młodości, bo to tylko krzywdzi wspomnienia. PS@ ja zupełnie nie rozumiem tego przesłania Pilcha. Dla mnie ksiażka dobra (dla mnie dobra) to taka, z której przynajmniej jedna rzecz mi zostaje w pamięci. czasami nawet "Bawię się" w zgadywankę. Przypomina mi się epizod, czy jakies stwierdzenie i delektuję się niejako przypominaniem gdzie to czytałam, potem wyciągam nitkę z kłębka pamieci, co tam było, o co chodziło.

      Usuń
    2. Kliknęłam w "odpowiedz", pardon, nie mam nic do komentatorki, niechcący-mi-się

      Usuń
    3. Jedyną książką greckiego pisarza, jaką kojarzę ( tylko ze słyszenia niestety) jest "Grek Zorba", ale nazwiska nie podam tak z głowy.

      Nie krzywdzę wspomnień, bo akurat w tym przypadku żadnych nie mam.
      Jeśli czytałam w czasach LO między setką zadań z fizyki a testem z biologii, czy czymś podobnym, albo w autobusie o 6 rano... to nic dziwnego, że nie zapamiętałam ;-)

      Pilcha nie można brać zupełnie dosłownie, wszak na drugie mu Ironia ;-) Zawsze coś się pamięta, ale tu chodzi o taką furtkę do czytania ponownie, no bo nigdy się nie pamięta (zwłaszcza po latach) wszyściutkiego, a nieraz jak miło czytać już znajome zdania i treści ;-)

      Usuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów