sobota, 18 kwietnia 2015

"Florystka" K. Bonda

Na pewno jeszcze nie wszyscy mieli okazję czytać prozę Katarzyny Bondy, ale chyba każdy o niej słyszał. Ta autorka, nazywana "królową polskiego kryminału" jest bowiem mistrzynią PR, a dobra promocja to czasem więcej niż połowa sukcesu.

Skusiłam się i ja, choć dość rzadko sięgam po powieści kryminalne i mam swoją udeptaną ścieżkę (A. Christie, B. Akunin, H. Mankell, J. Skowroński). Zdarza mi się jednak z niej zbaczać i na czytelniczą listę wskakują zupełnie nowe nazwiska. Tym razem - Katarzyna Bonda i wznowienie wydanej w 2012 r. "Florystki" - tym razem w wersji kieszonkowej (tylko trzeba mieć obszerną kieszeń, bo tomiczek liczy ok. 570 stron). 

Okładka książki Florystka
 Wyd. MUZA SA, 2015
Hubert Meyer, profiler odsunięty od pracy w policji po niefortunnym błędzie, zaszył się w leśnej głuszy, w chacie po rodzicach, towarzyszą mu pies Szwagier i kot Radzio. To jednak nie do końca jego świat, a fundusze pozostawiają wiele do życzenia. Wkrótce Meyer dostaje szansę powrotu do branży. Zostaje poproszony o pomoc w śledztwie w sprawie zaginięcia dziewięciolatki. U jego boku pojawia się zdeterminowana, piękna i inteligentna Lena Pawłowska. Psycholodzy razem "grzebią" w poszukiwaniu tropów, punktów zaczepienia, rozmawiają z osobami związanymi z tą sprawą. Niestety, finał poszukiwań jest tragiczny. Są przypuszczenia,  że zabójstwo Zosi łączy się ze śmiercią Amadeusza sprzed paru lat. Do tego podejrzany pożar w windzie i spalone zwłoki młodej kobiety. W tej historii nie wystarczy dodać dwa do dwóch. Wszystko jest niesamowicie poplątane, skomplikowane. Ciągle coś nowego "wyskakuje". W dodatku wygląda na to, że co nieco sfingowano w tamtych sprawach, ktoś tu kogoś kryje...
Przed czytelnikiem rozwijają się jak dywaniki rozmaite wątki. Harfistka. Florystka i duch syna. Marlena - matka Zosi. Dewotka Sochacka. Cyganie. Resocjalizacja Kobierskiego. Traumatyczne wspomnienia Leny. Odwet na Meyerze. Stacja badawcza - wilki.
Naprawdę sporo wody w rzece upłynie zanim okaże się, co się naprawdę wydarzyło i jak te rozsypane puzzle - pozornie z różnych zestawów - wskakują na swoje miejsce.

Rzecz się rozgrywa w Białymstoku, osiedle Dziesięciny  -  kolejny punkt na literacko-kryminalnej mapie Polski.

Jest to trzecia cześć przygód psychologa śledczego Huberta Meyera.

Mam mieszane uczucia wobec tej powieści. 

Nie mogę odmówić autorce pracowitości i skrupulatności w kreowaniu świata przedstawionego, w którym połączyła wiele dziedzin. Musiała zgromadzić bogatą dokumentację, sporo informacji i wiedzy, w podziękowaniach wymieniono osoby, które jej w tym pomagały poprzez konsultacje i udostępnianie materiałów. Na pewno trzeba docenić wyraziste kreacje bohaterów, z akcentem na postaci kobiece. Sam wybór tematyki niezwykle ciężkiego kalibru i jej udźwignięcie, włącznie z rozwiązaniem wątku mordercy i ukazaniem  motywacji tej osoby - zasługują na uznanie. Przypadek opisany przez autorkę (co ciekawe, główna bohaterka miała swój pierwowzór) jest naprawdę przerażająco-fascynujący, wywiera duże wrażenie. Bardzo ważna problematyka przeżywania etapów żałoby podjęta na przykładzie matki zamordowanego chłopca.

Jeśli dobra książka to taka, od której nie można się oderwać, to "Florystka" dla mnie dobra nie była. Czytało mi się nawet znośnie, ale jak  już się oderwałam, to wcale mnie nie ciągnęło z powrotem. W międzyczasie sięgnęłam po 3 inne lektury, z których 2 skończyłam całe.Cóż zatem leżało na przeszkodzie, by pochłaniać powieść Bondy? Otóż, moim zdaniem wpłynęła na to przede wszystkim zbyt duża ilość, wątków, epizodów, szczegółów z życia nawet dalszoplanowych postaci. Czy wszystkie były konieczne - stoi pod wielkim znakiem zapytania. Ważne, by powieść była barwna, a postaci nie papierowe, ale z drugiej strony nadmiar bywa nużący. Mnie właśnie to znużyło, rozproszyło i uciekałam od lektury.
Ponadto, gdzieś około 1/3 książki domyśliłam się, kto jest zabójcą i moje domysły się potwierdziły. A dodam, że nie mam wprawy w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek, nie czytuję regularnie tego typu literatury.  Warto jednak było dobrnąć do końca, by dowiedzieć się, jak wszystko ostatecznie się potoczyło, jaki był motyw sprawcy. Zresztą, choć całość zbytnio się rozwleka, to pod koniec robi się naprawdę ciekawie, przynajmniej takie było moje odczucie.

"Florystki" ani nie polecam, ani nie odradzam. Osobiście nie jestem zachwycona, ale moje subiektywne odczucia nie stanowią wyroczni, zwłaszcza, że nie czytam kryminałów pasjami. Wiele osób bardzo chwali tę książkę. Zła bynajmniej nie jest, ale szału nie ma.
Ta powieść może zaintrygować. Na pewno skutecznie zajmie czas, gdy ktoś ma go w nadmiarze, na przykład podczas podróży pociągiem. Śmiem jednak twierdzić, że są lepsze lektury na taką okoliczność.
Być może dam autorce jeszcze jedną szansę, aczkolwiek patrząc na objętość "Pochłaniacza" obawiam się, że znów będzie tam mnóstwo niekoniecznych szczegółów i epizodów. Tracę wtedy zapał.


O amarylisach, harfach i morderstwach czytałam w ramach współpracy z:




4 komentarze:

  1. Strasznie mnie korci Agnieszko, żeby przeczytać twój tekst, ale muszę się powstrzymać, bo sama jestem właśnie przed lekturą:) Wrócę tu jednak na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A tyle zachwytów nad twórczością pani Bondy czytałam. Okazuje się, że niekoniecznie wszyscy tak odbierają twórczość Królowej Polskiego Kryminału ( tak, tak - takie określenie widziałam niejednokrotnie ). Sama nie czytałam, choć książki pani Kasi prężą się na półce. Może doczekają mojego zainteresowania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma takiej książki, która spodobałaby się każdemu bez wyjątku. Moim zdaniem Bonda jest mocno przereklamowana.
      Zawsze warto spróbować. Ja się przekonałam, że to niezbyt moja ścieżka :-)

      Usuń
    2. Tak jak dla mnie Nesbo ;)

      Usuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów