czwartek, 29 października 2020

"Kobiety z Vardø" Kiran Millwood Hargrave,

Recenzja ukazała się tutaj:
http://zycieipasje.net/2020/10/szpieg-w-ksiegarni-kobiety-z-vardo-kiran-milwood-hargrave-recenzja/

 

wydawnictwo Znak LiteraNova 2020

 Wściekłość i wrzask. Nie chodzi jednak o tytuł powieści W. Faulknera. To najkrótsze podsumowanie moich odczuć po lekturze “Kobiet z Vardø “, książki opartej na faktach, opowiadającej o procesach “czarownic”, jakie miały miejsce na północy Norwegii w XVII wieku. Absurdalność zarzutów postawionych kobietom oraz sposób ich traktowania budzi oburzenie, którego nie sposób wyrazić. Nad tą powieścią nie można przejść obojętnie. Zwłaszcza, że łatwo dostrzec, iż w pewnych aspektach nic się nie zmieniło nawet przez  czterysta lat.

Kobiety z  Vardø to pierwsza powieść dla dorosłych napisana przez  brytyjską pisarkę i poetkę, Kiran Millwood Hargrave, której Dziewczynka z atramentu i gwiazd została nagrodzona m.in. British Book Award w kategorii literatury dziecięcej, a kolejne powieści dla młodych czytelników również były docenione.

Kanwą utworu są wydarzenia historyczne – akcja dzieje się w latach 1617-1619 na najdalej wysuniętym na północ krańcu Norwegii. Za panowania króla Chrystiana IV w XVII w.  wprowadzono rozporządzenia prawne wymierzone przeciwko  rdzennej ludności, w rzekome “czary”,  sankcjonujące prześladowania. Skazano i spalono na stosie 91 osób. Procesy zostały udokumentowane, pokłosiem prac badawczych są książki  np. “Witchcraft Trials in Finnmark in Northern Norway”  dr Liv Helene Willumsen. Upamiętnia je umieszczona na wyspie Vardø  instalacja P.Zumthora i L. Bourgeois, która zainspirowała Kiran Millwood Hargrave do napisana powieści.
Jak wspomina autorka w posłowiu – książka poświęcona jest nie tyle samym procesom, ile okolicznościom, które mogły do nich doprowadzić. “Pisząc z perspektywy  czterystu lat odnajdywałam wiele podobieństw między tak różnymi epokami jak wiek siedemnasty i nasz” – stwierdza – “Ta opowieść mówi o ludziach i o tym, jak żyli” ( s. 393).

O tak, te podobieństwa są zaskakujące. Tym samym powieść nabiera uniwersalnej wymowy. To bowiem nie tylko historia kobiet z rybackiej osady, które po stracie – w wyniku nagłego sztormu – swoich mężów, ojców, synów, braci musiały stawić czoła przeciwnościom losu i z determinacją walczyć o przetrwanie.
To opowieść o tym, do czego może doprowadzić fanatyzm, ślepe poddawanie się zasadom, żądza władzy i sławy, a także zawiść i nienawiść. O tym, jak ważne są solidarność i wzajemne wsparcie  w rodzinie oraz w grupie społecznej. Z przykrością trzeba stwierdzić, że to ich brak przyczynił się w znacznej mierze do tragedii. To jedne kobiety oskarżyły drugie – ten fakt wydaje się szczególnie bolesny. Wszystkie, można powiedzieć, “jechały na tym samym wózku”, ale zazdrość i nienawiść, a także chęć przypodobania się władzom (komisarzowi, szeryfowi) i pastorowi  popchnęła niektóre z nich ku niecnemu postępkowi.
Ponadto bardzo wyraźnie widoczny jest w powieści problem nierówności płci, instrumentalne traktowanie kobiet. Współcześnie noszenie przez kobiety spodni już nie stanowi skandalu, ale nadal bywają one traktowane gorzej niż mężczyźni, spychane do stereotypowych ról, ich zdanie się nie liczy, a prawa nie są szanowane.
To także książka o miłości i śmierci,  odwiecznej walce dobra ze złem, o nieuchronnym konflikcie między narzucanym siłą prawem a opartymi na tradycji zwyczajami.

Wracając do fabuły – choć oparte na historycznej podstawie, to postaci i wydarzenia są fikcyjne. Pierwszoplanową bohaterką jest dwudziestoletnia Maren, świeżo upieczona narzeczona, pełna marzeń i planów.  To z jej perspektywy śledzimy wydarzenia, choć narracja jest trzecioosobowa.
Obserwujemy jej relacje z matką i bratową – z pochodzenia Laponką,  ze starszą przyjaciółką Kristen oraz z innymi kobietami z wioski. Każda inaczej przeżywała żałobę po stracie najbliższych. Zastanawiały się też nad tragedią, wypatrywały znaków, rozważały czy wieloryb, który przygnał ławicę ryb,  został zesłany przez Złego, a może ktoś przyzywał diabła?
Koniecznością było, by w sytuacji, gdy w osadzie zostali tylko starcy i małe dzieci,  to kobiety zakasały rękawy, przejęły męskie obowiązki, podjęły się wyruszania łodzią na połów ryb, hodowania reniferów itp. Powinny też opiekować się sobą nawzajem. Spotykały się co  środę w  dużym domu Fru Olufsdatter, niedoszłej teściowej Maren, na wspólne robótki, rozmowy i posiłek – coś w stylu Koła Gospodyń Wiejskich. Szybko jednak wytworzyły się między nimi animozje. Powstał  – nazwijmy to “obóz kościółkowy”, ze złośliwą, zawistną Toril na czele,  skupiony wokół zboru, nowego pastora (w sumie dość biernego człowieka) oraz nowego komisarza Corneta – wielce bogobojnego, fanatycznego Szkota, słynącego z polowań na osoby parające się czarami.
Należało zapomnieć o runach, tradycyjnych  ludowych figurkach, zaklinaniu pogody, czy zbieraniu ziół,  wszelkie zachowanie odstające od narzuconych norm było podejrzane i osądzanie. Edykt “O czarach” wszedł w życie. Niezależność, samodzielność, zaradność i odwaga stały się dla niektórych mieszkanek Vardo powodem do zguby.
Wraz z komisarzem do Vardo przybyła jego młodziutka żona, Ursa – niedoświadczona i naiwna, wydana za mąż jak towar; samotna, zagubiona. W Maren znajduje pomocnicę, nauczycielkę zajęć domowych, a także więcej niż przyjaciółkę. Z czasem potem rodzi się świadomość uczucia i pożądania..

Wraz z przewracaniem kolejnym kartek tej książki narasta oburzenie zachowaniem postaci takich jak komisarz, szeryf, Toril, matka Maren, rośnie natomiast współczucie dla, Maren, Diinny, Kristen i innych niesłusznie posądzonych i okrutnie potraktowanych. Pod koniec akcja przyspiesza i można rzec, że nabiera rumieńców. Czy można było ocalić uwięzione Norweżki?  Kto i czym zawinił? Czy Dinnie udało się bezpiecznie uciec?  Co się wydarzyło w szopie na łodzie? Jak postąpiła Ursa? Jaką decyzję podjęła Maren?
Trudno tę książkę odłożyć, póki się nie dowiemy.

Oryginalny tytuł brzmi “The mercies”. Miłosierdzie? To wręcz oksymoron w odniesieniu do tej historii, wielka ironia dziejów. Według pastora Bóg okazał miłosierdzie  – kobiety ocalały podczas sztormu, przeszły przez trudną próbę. I tu aż prosi się o pytanie, na które nie ma odpowiedzi…. Gdzie był Bóg, gdy płonęły stosy? Czyżby to ludziom zabrakło miłosierdzia?

Proza Kiran Millwood Hargrave jest dość prosta, surowa jak skandynawski klimat, niemniej sugestywna i poruszająca. Opisy warunków życia, zajęć, potraw, ubrań, tamtejszej pogody i krajobrazu są realistyczne. Autorka dba o szczegóły, które obrazują nieraz więcej niż uczyniłyby to długie opisy. Potrafi oddać emocje bohaterów, zbudować napięcie.
Kobiety z Vardo to ciekawa, dobrze opowiedziana historia, z wyrazistymi postaciami, mocno osadzona w realiach historycznych, uniwersalna, ważna i potrzebna,  skłaniająca do refleksji i gorzkiej konstatacji, że polowanie na czarownice nadal w takiej czy innej wersji trwa…

 
Książka wpasowała się z październikowe zdanie wyzwania "Pod hasłem"

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów