M. Wańkowicz, Szkice spod Monte Cassino, Wiedza Powszechna 1982 (wydanie VIII) |
"Szkice spod Monte Cassino" zostały wydane jako 143 tom serii Biblioteka Wiedzy Współczesnej Omega pod patronatem PAN, stanowią skróconą wersję dzieła "Bitwa o Monte Cassino" - obszernego reportażu wojennego. Adaptacji dokonał sam autor, i jak podkreśla w przedmowie - skrócił momenty operacyjne na rzecz ustępów towarzyszących bitwie. Tym sposobem przystosował tekst na potrzeby powszechnego odbiorcy.
Po raz pierwszy spotkałam się z prozą Melchiora Wańkowicza i żałuję, że tak późno. Niewielka książeczka przyniosła mi podwójną korzyść - wiedzę historyczną oraz przyjemność czytania płynącą z języka, jakim operuje autor.
Podręczniki historii zazwyczaj podają suche fakty, daty, miejsca, nazwiska, liczby. Opisują przyczyny, przebieg i skutki wojen. Wańkowicz jako dziennikarz, korespondent wojenny przy II Korpusie Polskim widział niejako wszystko od kuchni i te kulisy frontu starał się pokazać w swojej relacji. Opisał na przykład jak wyglądało zaopatrywanie wojska w żywność i amunicję w ekstremalnie trudnym górskim terenie, przygotowywanie dróg przez saperów, działania transportowe pod ostrzałem wroga. Nie wyobrażalne, ile kursów, ile kilometrów musiały przebyć ciężarówki, łaziki i głównie muły przenoszące potrzebne rzeczy. Pokazywał ludzki (a zarazem nieludzki) wysiłek, poświęcenie, heroizm, patriotyzm, ogromną wolę przetrwania, dramatyczne cierpienie. Nieraz choćby krótką a dobitną wzmianką uwieczniał na kartach historii nazwisko danego żołnierza.
Nad niektórymi akapitami (typowe działania operacyjne wojska) przemykałam wzrokiem, inne czytałam z zapartym tchem, ze ściskiem w środku. Brutalne, turpistyczne obrazy - cóż, taka jest wojna. Reporter nie unika szczegółów w opisywaniu rannych i ofiar śmiertelnych.
Uwagę zwraca plastyczny, metaforyczny obraz atakowania organizmu przez bakterie dostające się do rany np."Szły esowatymi zagonami łańcuszkowce, szły grupami szturmowymi - po cztery, po sześć, po osiem - paciorkowce. Szły liczne ich szczepy, niektóre współwspierając się, inne współwalcząc ze sobą. Szedł licznym klanem najczęstszy - gronkowiec złocisty. (...) Gęstym murem przeciwko nim zbiły się tuż za strupem zmobilizowane leukocyty...". Nasunęło mi się skojarzenie z serialem animowanym pt. Było sobie życie.
Sprawozdawca, rzetelny w gromadzeniu danych dotyczących bitwy, np. topografii terenu, czy formacji wojskowych, przybiera czasami maskę poety. Formułuje spostrzeżenia z wyjątkową wrażliwością, poetycko. Dla przykładu:
"Przyszedł maj i ziemia nieuprawna przez wojnę pokryła się makami. Maki czerwienią pokrywały każdy załomek gruntu. Nocą słowiki wydzierały się jak oszalałe. Roje świetlików pokrywały stocza płonącymi nitkami. Wyżej świetlne pociski żłobiły niebo. Trupy i maki, słowiki i wycie nebelwerferów, świetliki i świetlne pociski - tworzyły misterium, w którym nad zaklęśniętymi w głazach, miękkociałymi istnieniami chodziła śmierć." (s.23)
"Jeśli są chochliki dźwięku, to dziwne korowody wyprawiają po tej zatłumionej górami, obszernej dolinie, rwą pasma dźwięku wskrzeszają je na nowo, dźwięk powstały konserwują długo, aż jego goniec- światło dawno przebije czarny jedwab zasłony i zniknie, wówczas przynoszą w czarnych łapiętach dźwięk przed nasze nogi i dźwięk pęka jak kasztan. W górach powstają jakieś hurgotania, szurgoty, przesuwanie mebli, przeprowadzki (...)posuw dźwiękowy wąwozami i drobny werbel w niebie, i głuchy szmer na ziemi, i staccato dział ciężkich, przedzierających się jak dostojnicy przez plebs pohukiwań moździerzowych." (s. 56-57)
Jestem pod wrażeniem "Szkiców...", nawet bym nie pomyślała, że aż tak mnie wciągnie tematyka historyczno - wojenna.
Do przeczytania tego tomiku zmotywowało mnie wyzwanie "Jesień i zima z Wańkowiczem" zainicjowane przez Anek7.
Nad niektórymi akapitami (typowe działania operacyjne wojska) przemykałam wzrokiem, inne czytałam z zapartym tchem, ze ściskiem w środku. Brutalne, turpistyczne obrazy - cóż, taka jest wojna. Reporter nie unika szczegółów w opisywaniu rannych i ofiar śmiertelnych.
Uwagę zwraca plastyczny, metaforyczny obraz atakowania organizmu przez bakterie dostające się do rany np."Szły esowatymi zagonami łańcuszkowce, szły grupami szturmowymi - po cztery, po sześć, po osiem - paciorkowce. Szły liczne ich szczepy, niektóre współwspierając się, inne współwalcząc ze sobą. Szedł licznym klanem najczęstszy - gronkowiec złocisty. (...) Gęstym murem przeciwko nim zbiły się tuż za strupem zmobilizowane leukocyty...". Nasunęło mi się skojarzenie z serialem animowanym pt. Było sobie życie.
Sprawozdawca, rzetelny w gromadzeniu danych dotyczących bitwy, np. topografii terenu, czy formacji wojskowych, przybiera czasami maskę poety. Formułuje spostrzeżenia z wyjątkową wrażliwością, poetycko. Dla przykładu:
"Przyszedł maj i ziemia nieuprawna przez wojnę pokryła się makami. Maki czerwienią pokrywały każdy załomek gruntu. Nocą słowiki wydzierały się jak oszalałe. Roje świetlików pokrywały stocza płonącymi nitkami. Wyżej świetlne pociski żłobiły niebo. Trupy i maki, słowiki i wycie nebelwerferów, świetliki i świetlne pociski - tworzyły misterium, w którym nad zaklęśniętymi w głazach, miękkociałymi istnieniami chodziła śmierć." (s.23)
"Jeśli są chochliki dźwięku, to dziwne korowody wyprawiają po tej zatłumionej górami, obszernej dolinie, rwą pasma dźwięku wskrzeszają je na nowo, dźwięk powstały konserwują długo, aż jego goniec- światło dawno przebije czarny jedwab zasłony i zniknie, wówczas przynoszą w czarnych łapiętach dźwięk przed nasze nogi i dźwięk pęka jak kasztan. W górach powstają jakieś hurgotania, szurgoty, przesuwanie mebli, przeprowadzki (...)posuw dźwiękowy wąwozami i drobny werbel w niebie, i głuchy szmer na ziemi, i staccato dział ciężkich, przedzierających się jak dostojnicy przez plebs pohukiwań moździerzowych." (s. 56-57)
Jestem pod wrażeniem "Szkiców...", nawet bym nie pomyślała, że aż tak mnie wciągnie tematyka historyczno - wojenna.
Do przeczytania tego tomiku zmotywowało mnie wyzwanie "Jesień i zima z Wańkowiczem" zainicjowane przez Anek7.
Dzięki za pierwszą wańkowiczową lekturę:)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że z mojej strony to pierwsza i ostatnia w tym sezonie. Nie wykluczam, że kiedyś sięgnę po inne teksty Wańkowicza. Tymczasem mam inne plany czytelnicze, ale cieszę się, że spróbowałam.
UsuńMuszę w końcu sięgnąć po tego autora, Monte Casino też posiadam i po Twojej recenzji, wiem, że w końcu po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńMnie zmobilizowało wyzwanie, jak wyżej - cieszę się, że poznałam pióro Melchiora.
UsuńRozdział o rannym żołnierzu czytałem wiele razy, jest znakomity i przejmujący. Natomiast cała reszta mnie odstraszała tematyką ogólnowojskową:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie fragmenty dotyczące żołnierzy były dla mnie bardziej zajmujące niż te ogólnowojskowe, ale ogólnie z ciekawością to przyjęłam.
OdpowiedzUsuń