wtorek, 6 października 2015

Skandynawski smutek

Kiedy dotarła do mnie wiadomość, że zmarł Hennig Mankell, zrobiło mi się bardzo smutno. Jestem raczej "małokryminalna", ale powieści tego autora należą do nielicznych z tego gatunku, których się chwytam. Nie przeczytałam ich zbyt wiele, mam więc przed sobą jeszcze trochę literackich skandynawskich podróży, ale i tak przykro, że już nie będzie kolejnych książek pióra H. Mankella.

To był nie tylko świetny pisarz, ale wspaniały człowiek. Za jego pracę na rzecz sierot w Mozambiku, niesienie pomocy potrzebującym, zaangażowanie w sprawy społeczne, a także prowadzenie teatru w Maputo - należą mu się nie medale, ale oklaski i podziw. Oby stał się wzorem dla innych.

Pisał też dla najmłodszych czytelników- za książki dla dzieci otrzymał Nagrodę im. Astrid Lindgren. To  znaczące wyróżnienie, prawda?

Nie wiedziałam, że jego żoną była córka Ingmara Bergmana, Eva.

W tych minorowych nastrojach i niefortunnych okolicznościach przypominam "Za co lubię Wallandera" (wpis z 2012 r.) oraz jeszcze starszą ( z 2008 r., niech was nie zwiedzie inne nazwisko, to ja) opinię o powieści "Mężczyzna, który się uśmiechał".

Z "niekryminalnych" czytałam jeszcze "Comedie Infantil". I to nie jest komedia, uprzedzam.

Chlip, chlip...

1 komentarz:

  1. Też mi smutno. Przeczytałam tylko jedną książkę, ale dzięki spotkaniu DKK, które poświęcone było właśnie Mankellowi "poznałam" jego osobę od tej drugiej strony. Ciekawy człowiek. Wielka szkoda :(

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów