Postanowiłam, że tak "na drugą nóżkę" w ramach wyzwania "Wrzesień z Agathą" przeczytam jeszcze jakąś powieść ze słynną panną Marple. Z bibliotecznej półki wybrałam, raczej losowo,
"Zwierciadło pęka w odłamków stos". Tytuł brzmi pięknie, prawda?
"Zwierciadło pęka w odłamków stos". Tytuł brzmi pięknie, prawda?
Dopiero w trakcie lektury dowiedziałam się, że to wers z poematu "Pani z Shalott" A. Tennysona (angielskiego poety epoki wiktoriańskiej, który jako pierwszy poeta w historii otrzymał tytuł szlachecki.) Cóż, jestem żywym dowodem na to, że "Ludzie ostatnio prawie nie czytują Tennysona" jak zauważyła jedna z bohaterek - pani Bantry. Za to dość często czytują Christie, co może ich zachęcić do sięgnięcia po twórczość wspomnianego poety, a także do baczniejszego przyglądania się charakterom ludzkim wzorem niedoścignionej panny Marple.
W tej powieści spotykamy słynną Jane Marple w podeszłym wieku, fizycznie nie ma już tyle sił, ale pamięć i umysł funkcjonują bez zarzutu, toteż nadinspektor ze Scotland Yardu, Dermot Craddock z powodzeniem korzysta z jej celnych wskazówek i to właśnie ona rozwiązuje zagadkę morderstwa w posiadłości Gossington Hall.
Zaraz, zaraz, czy tam już coś się kiedyś nie wydarzyło? Ależ tak, pamiętna "Noc w bibliotece"! Tym razem mamy nieco inną sytuację - po tragicznych zdarzeniach pani Bantry sprzedała tę rezydencję, zostawiwszy sobie tylko domek myśliwski i zaczęła podróżować po świecie. Teraz powraca do St. Mary Maid, które znacznie się rozbudowało (nowe Osiedle) i unowocześniło (np. supermarket). Jej dawny dom obecnie zamieszkuje słynna aktorka Marina Gregg waz z mężem, producentem filmowym. Pani Bantry została zaproszona do nich na przyjęcie charytatywne. W jego trakcie dochodzi do tragicznej sceny - jedna z pań goszczących na bankiecie nagle umiera. Szybko okazuje się, że została otruta. Wydaje się jednak, że stała się zupełnie przypadkową ofiarą... I to nie ostatnią...
Wszystko jest mocno podejrzane. Kto kogo chciał tak naprawdę zabić? Czym zawiniła dobroduszna i gadatliwa Haether z Towarzystwa St John Ambulance? Czy Marina powinna obawiać się o własne życie?
Tu trzeba mądrego detektywa i naprawdę niezłego kombinowania, bo nic do niczego nie pasuje, nic konkretnego nie wynika ze śledztwa. Od czego jednak mamy pannę Marple!
Przypadkiem jakiś czas temu poznała nieszczęsną panią Badcock (ofiarę), toteż wyrobiła sobie o niej zdanie. Dobrze wsłuchała się w relację pani Bantry, zwróciła uwagę na istotne szczegóły, które zupełnie nie były brane pod uwagę. Sporo poczytała w prasie na temat kontrowersyjnej Mariny (gwiazdy "z temperamentem", z problemami psychicznymi, borykającej się z poważną traumą z przeszłości) . Krok po kroku wpadła na to, czego policjanci nie wymyśliliby nawet za sto lat. Znów zatriumfowała jej znajomość ludzkich charakterów i kobieca przenikliwość!
Świetna lektura. Podobało mi się literackie nawiązanie do poezji Tennysona, obecne od motta aż po finał powieści. Zagadka kryminalna znów mnie zaskoczyła, nie przewidziałam takiego obrotu sprawy. Bardzo też chciałbym pochwalić warstwę obyczajową. Oprócz wątku kryminalnego Christie przedstawiła jak staroświecka, choć dziarska, staruszka odbiera zmiany zachodzące w miasteczku, jak żyją młodzi mieszkańcy (np. Cherry, pomoc domowa), słowem - oddała małomiasteczkowy klimat.
Uroku powieści dodaje motyw pani Knight, upierdliwej opiekunki, która chce usadzić pannę Marple najlepiej pod kocem z budyniem i puddingiem, gruchając do niej słodko "czujemy się zmęczone". Na szczęście Marple ma swoje sposoby i nie daje się poskromić. To jest całkiem zabawne, ale i dające do myślenia, bo niestety, niektórzy mają tendencję do uszczęśliwiania kogoś na siłę i za nic mają cudze preferencje.
Nie mam zbyt wielkiego porównania, ale wydaje mi się, że Marple z całym szacunkiem dla jej umiejętności analizowania i logicznego myślenia, była przedstawiana jako wścibska, przemądrzała osóbka. W tej powieści takiego wrażenia nie odniosłam. Rozwiązywanie kryminalnej zagadki stanowi jej "lekarstwo" na starość, łatwiej jej pracować umysłem niż dziergać na drutach (gubi oczka). Nadal jest baczną obserwatorką i słuchaczką, zna się na ludziach po prostu.
Na koniec chciałabym przytoczyć bardzo trafną charakterystykę pewnego typu ludzi, ukutą rzecz jasna przez pannę M.:
"... nigdy nie myślała o nikim prócz siebie. Była taką osobą, która mówi ci, co robiła, widziała, czuła czy słyszała. Nigdy nie wspominała, co zrobili czy powiedzieli inni ludzie. Życie to dla niej rodzaj jednokierunkowej ulicy. Liczy się tylko ruch. Inni są jak... czy ja wiem, tapeta na ścianach".
"Zwierciadło pęka w odłamków stos" jako powieść kryminalno-obyczajowa sprawiła się na medal. Cieszę się, że ją przeczytałam. Za jakiś czas pewnie znów "łyknę" porcyjkę Agathy...
PS. Różowa okładka jakoś nie bardzo mi pasuje.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Wrzesień z Agathą"wyrażam zgodę na opublikowanie jej na blogu "Na tropie Agathy"
Wszystko jest mocno podejrzane. Kto kogo chciał tak naprawdę zabić? Czym zawiniła dobroduszna i gadatliwa Haether z Towarzystwa St John Ambulance? Czy Marina powinna obawiać się o własne życie?
Tu trzeba mądrego detektywa i naprawdę niezłego kombinowania, bo nic do niczego nie pasuje, nic konkretnego nie wynika ze śledztwa. Od czego jednak mamy pannę Marple!
Przypadkiem jakiś czas temu poznała nieszczęsną panią Badcock (ofiarę), toteż wyrobiła sobie o niej zdanie. Dobrze wsłuchała się w relację pani Bantry, zwróciła uwagę na istotne szczegóły, które zupełnie nie były brane pod uwagę. Sporo poczytała w prasie na temat kontrowersyjnej Mariny (gwiazdy "z temperamentem", z problemami psychicznymi, borykającej się z poważną traumą z przeszłości) . Krok po kroku wpadła na to, czego policjanci nie wymyśliliby nawet za sto lat. Znów zatriumfowała jej znajomość ludzkich charakterów i kobieca przenikliwość!
Świetna lektura. Podobało mi się literackie nawiązanie do poezji Tennysona, obecne od motta aż po finał powieści. Zagadka kryminalna znów mnie zaskoczyła, nie przewidziałam takiego obrotu sprawy. Bardzo też chciałbym pochwalić warstwę obyczajową. Oprócz wątku kryminalnego Christie przedstawiła jak staroświecka, choć dziarska, staruszka odbiera zmiany zachodzące w miasteczku, jak żyją młodzi mieszkańcy (np. Cherry, pomoc domowa), słowem - oddała małomiasteczkowy klimat.
Uroku powieści dodaje motyw pani Knight, upierdliwej opiekunki, która chce usadzić pannę Marple najlepiej pod kocem z budyniem i puddingiem, gruchając do niej słodko "czujemy się zmęczone". Na szczęście Marple ma swoje sposoby i nie daje się poskromić. To jest całkiem zabawne, ale i dające do myślenia, bo niestety, niektórzy mają tendencję do uszczęśliwiania kogoś na siłę i za nic mają cudze preferencje.
Nie mam zbyt wielkiego porównania, ale wydaje mi się, że Marple z całym szacunkiem dla jej umiejętności analizowania i logicznego myślenia, była przedstawiana jako wścibska, przemądrzała osóbka. W tej powieści takiego wrażenia nie odniosłam. Rozwiązywanie kryminalnej zagadki stanowi jej "lekarstwo" na starość, łatwiej jej pracować umysłem niż dziergać na drutach (gubi oczka). Nadal jest baczną obserwatorką i słuchaczką, zna się na ludziach po prostu.
Na koniec chciałabym przytoczyć bardzo trafną charakterystykę pewnego typu ludzi, ukutą rzecz jasna przez pannę M.:
"... nigdy nie myślała o nikim prócz siebie. Była taką osobą, która mówi ci, co robiła, widziała, czuła czy słyszała. Nigdy nie wspominała, co zrobili czy powiedzieli inni ludzie. Życie to dla niej rodzaj jednokierunkowej ulicy. Liczy się tylko ruch. Inni są jak... czy ja wiem, tapeta na ścianach".
"Zwierciadło pęka w odłamków stos" jako powieść kryminalno-obyczajowa sprawiła się na medal. Cieszę się, że ją przeczytałam. Za jakiś czas pewnie znów "łyknę" porcyjkę Agathy...
PS. Różowa okładka jakoś nie bardzo mi pasuje.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Wrzesień z Agathą"wyrażam zgodę na opublikowanie jej na blogu "Na tropie Agathy"